Dzień babci. Aktywne babcie

Bujany fotel zamieniają na taneczny parkiet, a zamiast opiekować się wnukami, wolą uczyć się japońskiego. W końcu starość to tylko stan umysłu

Publikacja: 21.01.2012 00:01

Wika Szmyt

Wika Szmyt

Foto: YouTube

Tekst ukazał się w

tygodniku Przekrój

w styczniu 2011

Wika Szmyt pochyla się nad konsoletą. W środowy wieczór w klubie Bolek na warszawskim Polu Mokotowskim puszcza piosenki Beatlesów, taneczne latino i skoczne disco. – Czy to ważne, ile masz lat, jeśli kochasz muzykę? – Wika przekrzykuje ryczącą z głośnika piosenkę „Daddy Cool" grupy Boney M. Ma ponad 70 lat. Didżejem została po pięćdziesiątce. W każdą środę, sobotę i niedzielę przez cztery godziny prowadzi dyskoteki dla seniorów. W tygodniu bywa na nich około 250 emerytów.

Jedna część lokalu dostępna jest dla każdego i tam przeważają młodzi. W drugiej królują seniorzy i to oni najlepiej się bawią. Podczas gdy młodzież przy stolikach sączy piwo, seniorzy nie schodzą z parkietu. – Trzeba się bawić, bo życie ucieka – tłumaczy Andrzej, 76-latek w skromnym szarym garniturze. Gdy wiruje z kolejnymi partnerkami, wstępuje w niego diabeł. – W tańcu jestem tajfunem – uśmiecha się, kręcąc biodrami. – Bo niby czym jest starość? – pyta Wika. – Jeśli ktoś nie ma woli życia, to jest stary już w wieku 40 lat. Moje dojrzewanie mi nie przeszkadza, dalej mam apetyt na życie – dodaje.

A najlepszym zastrzykiem energii jest dla niej taniec. – Jeśli ktoś tańczy, rusza się, to zachowuje sprawność. Grzybieje, gdy siedzi w domu. – Starość to tylko stan umysłu – wtóruje jej pan Andrzej, wybijając prawą nogą rytm disco. – O szarym życiu nie ma co myśleć. Ludzie zamykają się w domach, narzekają na choroby, gapią się w telewizor, przez okno, czekają na smutny koniec. Ale ja nie – rzuca i odpływa w pląsach. Ostatniego sylwestra też spędził na tańcach – od godziny 21 do 6 rano.

W zwiewnej czerwonej sukience przypływa piruetem 68-letnia Krystyna. – Ja w Nowy Rok do domu wróciłam o godzinie 8 – śmieje się, bo w głowie wciąż się kręci. – Przespałam się i poszłam na tańce nad Wisłę. Było mi mało, to poprawiłam 2 stycznia na zabawie w Astorii. Nie lubię siedzieć w domu. Wpadam tam, żeby posprzątać i przyłożyć głowę do poduszki.

Preferuję radość życia

Rozkład dnia pani Krystyny zawstydziłby niejednego 30-latka. Pobudka o 7.30, 15 minut gimnastyki, lekkie śniadanie, makijaż. Następnie 68-latka biegnie na miasto. Na wykłady, bo od pierwszego dnia emerytury Krystyna jest studentką Uniwersytetu Trzeciego Wieku (takich placówek 10 lat temu było w Polsce 25, teraz jest ich już 250). We wtorki o 9.30 uczy się historii europejskich miast. W środy wiedzy o malarstwie. Czwartek to dzień sztuki starożytnej, a piątek – psychologii. Po wykładach, w południe, jest czas na tańce w miejskim centrum kultury. Gdy ma ochotę, wieczorem wpada na brydża do znajomych lub do dyskoteki Wiki Szmyt.

Wika ma czworo wnucząt. Dziewczynę i chłopaka – oboje na studiach, chłopca przed maturą i drugiego w gimnazjum. – Jak poproszą, to zrobię im pierogi, nie jestem jakaś wyrodna – zastrzega Wika. – Ale oni rozumieją, że mam swoje życie i nie mogę poświęcić się tylko rodzinie – tłumaczy. Przekonuje, że młodzi muszą zrozumieć, że ich rodzice i dziadkowie nie mogą być wyłącznie pomocą domową. – My już dla nich żyliśmy, teraz ich kolej. Życie ma się jedno, niedobrze spędzać je w kuchni.

Woli pójść do sklepu muzycznego lub usiąść przed komputerem i poszukać w Internecie dyskotekowych kawałków. Prowadziła też kabaret seniorów, ale stolica obcięła dotację i kabaret przestał działać. Do kościoła czasem pójdzie, ale podkreśla, że z dewotkami jej nie po drodze: – Część starszych kobiet żyje już tylko po to, by zająć pierwszą ławkę w kościele. Szanuję je, tak jak szanuję każdego człowieka, ale to nie moja filozofia. Preferuję radość życia doczesnego – opowiada Wika. Właśnie zaczęła naukę gry na keyboardzie. Bo po co wynajmować muzyka, skoro można go zastąpić samemu?

„Co myśleć o babci, która skwapliwie podrzucała swoje dzieci babciom, a teraz ma »aspiracje« i nie ma możliwości opiekować się wnukami od czasu do czasu. Szkoda gadać, to nie egoizm, to znieczulica i brak więzi rodzinnych" – czytamy na jednym z kobiecych forów. Inna internautka żali się: „Moja babcia też jest taka. Udawała, że nie słyszy, jak wołałam »babciu, babciu«. Teraz, jak jestem z nią na mieście, udaje moją matkę, nie babcię".

– Bycie starym jest w Polsce obwarowane wieloma tabu – rozkłada ręce psycholog Edyta Bonk z sopockiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, która prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. – Ludziom po 55. roku życia „nie wypada" nosić fajnych ciuchów, chodzić na tańce czy na koncerty ulubionej grupy rockowej. A oni czują się młodo i coraz częściej nie widzą powodu, by z dnia na dzień rezygnować ze swoich pasji.

– Życie jest coraz dłuższe. Seniorzy wiedzą, że muszą zaplanować nadchodzące 20 lat emerytury. I nie chcą się nudzić – dodaje Beata Tokarz-Kamińska, która w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę" prowadzi program grantowy „Seniorzy w akcji". Projekty mają aktywizować środowisko – od rewitalizacji starych podwórek po wiejski teatr.

Mów mi Krzychu

Krzysztof jest młodym dziadkiem. Pracuje, ma 52 lata i dwuletnią wnuczkę. Trudno mu się z tym pogodzić, choć – jak zapewnia – bardzo kocha córkę swojej córki z pierwszego małżeństwa. – Sam mam w nowym związku dzieci niewiele starsze od wnuczki. Znów odkrywam radości bycia ojcem, a jednocześnie mam być dziadkiem?

A dziadek z niego zadbany i wysportowany – biega, jeździ na nartach. W zasadzie najlepiej czułby się, gdyby wnuczka, gdy trochę podrośnie, mówiła mu „Krzychu". – Będziemy się razem świetnie bawić, jeździć na narty czy koncerty moich ulubionych zespołów rockowych – Krzychu już planuje przyszłość. – A nawet gdy ktoś jest samotny, to nie powinien sam siedzieć w domu – uważa 59-letnia Ewa, babcia 22-letniej Pauliny (są po imieniu, żadne babciowanie nie wchodzi w grę). Ewa pracuje (pomaga w restauracji), a w wolnym czasie biega do przyjaciółek, spaceruje z nimi, zwiedza.

– Powiedzmy sobie to jasno: babcia nie jest od wychowywania wnuków. Ona swoje dzieci już wychowała, a z wnukami powinna raczej bywać – tłumaczy doktor Zofia Zaorska­, gerontolog z lubelskiego UMCS, prywatnie babcia trojga wnucząt, która od trzech lat prowadzi Lubelską Szkołę Superbabci i Superdziadka, program finansowany w ramach „Seniorów w akcji". W ciągu trzech lat istnienia projektu szkołę ukończyło ponad 50 pań i 2 panów (panów w tym wieku jest zwyczajnie mniej, ale nie aż tak mało; psycholodzy tłumaczą, że mężczyźni na emeryturze są nieco mniej ruchliwi niż panie, bo całe życie funkcjonowali raczej w kręgu zawodowym, a panie mają więcej znajomych poza pracą).

– Wiele babć nie jest przygotowanych do tej roli. Siedzą w domu z wnuczkiem, nudzą się i popadają w depresję. W szkole uczymy się, jak zaakceptować bycie babcią, ale jednocześnie jak w tym wszystkim nie zgubić samej siebie – tłumaczy Zaorska. Jedna z jej kursantek zauważyła: „Zanim kobieta będzie dobrą babcią, musi najpierw sama dobrze poczuć się ze sobą". Dlatego superbabcie nie uczą się jedynie robienia ciekawych ozdób na choinkę z papierków po cukierkach, ale mają też zajęcia z psychologii, jeżdżą na wycieczki, do spa.

Edyta Bonk widzi, że jej studentki seniorki często nie wytrzymują presji: – Przychodzą wytłumaczyć, że „urodził się wnuk" i dlatego rezygnują z zajęć. Wciąż brakuje im podstawowych zdolności komunikacyjnych, takich jak umiejętność wytyczania granic czy zwyczajnego mówienia rodzinie „nie".

– Dlatego podczas naszego kursu muszą stanąć do negocjacji i powiedzieć swoim rodzinom: pomogę wam przy wnukach, ale muszę mieć czas dla siebie – mówi doktor Zofia Zaorska. – To trudne, ale ostatecznie wszystkim się opłaci. Bo okazuje się, że taka fajna babcia, która ma pasje, jest o wiele lepszym kompanem dla wnuka niż taka, która siedzi w domu i zna się wyłącznie na serialach. Z taką babcią nawiązuje się mocniejszą więź i wnuki lubią do niej wpadać także wtedy, kiedy są starsze.

Ale fajna jesteś

Łodziankę Teresę trudno zastać w domu. Ma 73 lata, właśnie wróciła z lekcji hiszpańskiego, wcześniej była na zajęciach z języka i kultury japońskiej. Do tego chodzi na gimnastykę i taniec. Na emeryturę przeszła w 1991 roku. Wtedy urodził się jej pierwszy wnuk, dziś już student. – Wychowałam go, co miałam robić? – pyta. Gdy pojawił się drugi wnuk, teraz siedmioletni, stwierdziła, że nie będzie burzyć swojego życia, by znów stać się pełnoetatową nianią. – I na szczęście mój syn i synowa byli podobnego zdania – śmieje się Teresa.

Młodszym wnukiem zajmuje się „od czasu do czasu". – Niedawno Adaś wypalił: „A wiesz, babciu, co to jest bushido?". Ja, że to kodeks samurajów. On na to: „Ale ty jesteś fajna".

Starszemu wnukowi babcia też imponuje: – Zazdrości mi tego hiszpańskiego. Sam chciałby się uczyć, ale mówi, że nie ma czasu. Kupiłam mu więc pod choinkę książkę „Hiszpański. 15 minut dziennie". Z kolei synowej znalazłam fajny weekendowy kurs. W końcu od czego są babcie?

Tekst ukazał się w

tygodniku Przekrój

Pozostało 100% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla