To ani opera, ani monodram teatralny, propozycja idealnie pasująca do cyklu „Terytoria", który w Operze Narodowej pokazuje przekraczanie barier między dziedzinami sztuki. „Medeamaterial" to również tytuł atrakcyjny dla współczesnych inscenizatorów. Jest bowiem surowcem, z którego dopiero trzeba stworzyć własną opowieść teatralną.
Barbara Wysocka to potrafi, umie też podporządkować się muzyce, co wcześniej udowodniła pamiętną inscenizacją „Zagłady domu Usherów" w Operze Narodowej. Znów uruchomiła wyobraźnię, posługując się tym, co w „Medeamaterial" dostarczyli jej mężczyźni.
Pierwszy to dramaturg niemiecki Heiner Müller, „Medea-material" jest jednym z najważniejszych jego tekstów. Dokonał w nim kondensacji losów antycznej bohaterki, która, by żyć u boku Jazona, uciekła z ojczyzny, zamordowawszy przedtem swego brata. Teraz zdradzona i porzucona planuje zemstę, by zagłuszyć rozpacz. U Müllera egzystuje poza czasem, tak też potraktował ją Francuz Pascal Dussapin. Przyznaje, że gdy w latach 90. komponował on operę według tej sztuki, Medea była dla niego symbolem kobiet na Bałkanach, doświadczonych cierpieniem toczącej się tam wojny.
W Operze Narodowej Barbara Wysocka wykreowała świat po katastrofie. Jakiej? To nie ma znaczenia. Liczą się ludzie, którzy ocaleli, a wśród nich Medea. Ale czy jest jeszcze w stanie nie tyle żyć dalej, lecz zrozumieć, co się stało?
Dla siebie samej Barbara Wysocka dopisała w spektaklu rolę kogoś, kto próbuje wprowadzić choć trochę ładu w zdewastowany świat. Te wysiłki skazane są na niepowodzenie, los Medei, tak jak w tragedii Eurypidesa, musi się dopełnić.