Melody Gardot zawładnie sercami miłośników zmysłowych piosenek

Warto było czekać trzy lata na nową płytę „The Absence" amerykańskiej wokalistki Melody Gardot. Jej piosenki zachwyciły mnie – pisze Marek Dusza

Publikacja: 31.05.2012 18:47

Melody Gardot zawładnie sercami miłośników zmysłowych piosenek

Foto: materiały prasowe

Zmysłowa, eteryczna blondynka wystąpiła trzy lata temu na koncercie w radiowej Trójce promując album „My One and Only Thrill". Efekt - platynowa płyta. Słowa o największym odkryciu od czasu Norah Jones nie były przesadzone. Interpretacje Melody Gardot oczarowały docierając do najgłębszych pokładów wrażliwości.

Zobacz na Empik.rp.pl



Razem z oryginalnymi interpretacjami własnych piosenek artystka niosła ze sobą ciężar wspomnień tragicznego wypadku z 2003 r., kiedy jadąc na rowerze została potrącona przez jeepa.

- Poddałam się terapii przez muzykę, która pozwoliła mi wrócić do normalnego, aktywnego życia. Leżąc wiele miesięcy na szpitalnym łóżku, zaczęłam pisać słowa piosenek, wymyślać melodie. Później nauczyłam się grać na gitarze - powiedziała w rozmowie z „Rz".

W szpitalu nagrała swój pierwszy album „Some Lessons: The Bedroom Sessions". Niektóre z tych utworów znalazły się później na płycie „Worrisome Heart", dzięki której dowiedział się o niej świat. Wokalistka zaczęła występować na najważniejszych festiwalach. Podbijała publiczność zmysłowym głosem, delikatnym śpiewem, któremu towarzyszył kameralny akompaniament. Potrafiła wokół sceny stworzyć własny świat. Nikt nie oparł się jej urokowi. Na scenę wchodziła powoli, o lasce, schodziła zwycięska, unoszona owacjami. Iluż rozkochała w sobie fanów!

A jednak postanowiła na chwilę wycofać się z aktywnego życia koncertowego. Napisała kilkanaście nowych piosenek, a ich aranżację powierzyła Heitorowi Pereirze. Brazylijczyk ma na koncie Grammy za aranżację tematu dla duetu Sting/Chris Botti. Pereira został producentem albumu i wykreował subtelne brzmienie z delikatną nutką bossa novy i world music.

Inspiracją dla nowego albumu były podróże. - Te piosenki zawierają impresje z wielu kultur i regionów świata, z marokańskiej pustyni, ulic Lizbony, tango-barów Buenos Aires i brazylijskich plaż - mówi autorka.

Album rozpoczyna radosna melodia „Mira" przeniesiona, o dziwo, z biednej dzielnicy Rio. Tak sugeruje teledysk do piosenki rozgrywający się na kolorowych ulicach wśród roześmianych dzieci z romantycznym finałem na plaży. „Amalia" opiewa radość o poranku, banalne? Ale Melody śpiewa tak, że nie tylko podśpiewuje się razem z nią, ale i kołysze do rytmu.

W piosence „So We Meet Again My Heartache" znajdziemy odrobinę zadumy, tęsknoty za utraconą miłością. Melody Gardot śpiewa tak rzewnie, że chciałoby się ją pocieszyć. Przecież chciałaby tylko wesprzeć głowę na przyjaznym ramieniu.

Znajdziemy tu także hymn poświęcony Lizbonie. Rozpoczynające utwór dzwony, zapewne z jednego z kościołów portugalskiej stolicy, przenoszą nas do miasta marzeń. To także zasługa Pereiry, prawdziwy majstersztyk aranżacji z instrumentacją tak oszczędną, jak tylko można sobie wyobrazić. Pomrukujący bas, szurające po bębnach szczoteczki, ledwo zarysowane akordy gitary, muskana klawiatura fortepianu, mistrzowska pointa w postaci duetu Gardot - Pereira i kilka dźwięków portugalskiej gitary na koniec.

Amerykanka jest mistrzynią ballad i to dramatycznych jak „Impossible Love" ze szczyptą francuskiej perwersji. W „Goodbye" inspiruje się Tomem Waitsem naśladując nawet jego zachrypnięty głos. A robi to tak, że aż dreszcze przechodzą po plecach.

Zamykająca album piosenka „Iemanja" jest ukłonem w stronę afrykańskich korzeni muzyki brazylijskiej i amerykańskiej. Nostalgia miesza się tu z radością wyrażoną chóralnymi śpiewami.

Znakomitych piosenek na płycie „The Absence" jest nawet za dużo. Jeszcze nie zapamiętaliśmy jednej, a już następuje druga i kolejne. To album zniewalający, do słuchania w kółko, bez końca. Co na to fani Norah Jones? Kupią „The Absence" i zakochają się w Melody Gardot.

Melody Gardot „The Absence", Decca/Universal Music, 2012

Zmysłowa, eteryczna blondynka wystąpiła trzy lata temu na koncercie w radiowej Trójce promując album „My One and Only Thrill". Efekt - platynowa płyta. Słowa o największym odkryciu od czasu Norah Jones nie były przesadzone. Interpretacje Melody Gardot oczarowały docierając do najgłębszych pokładów wrażliwości.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej