* * * * *
, Sony Music
Nie pobiła rekordu Guinnessa (ustanowionego przez samą siebie) w najdłuższym tytułowaniu płyty, ale i tak mało kto zapamięta, że krążek nazywa się: „The Idler Wheel Is Wiser than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More than Ropes Will Ever Do". Cóż, w twórczości Fiony teksty zawsze kroczyły przed muzyką. I na tym krążku – dopiero czwartym w karierze utalentowanej 35-latki – też mamy kilka smakowitych kąsków dla tych, którzy skupiają się nie tylko na dźwiękach.
Apple, udanie romansująca z jazzem, rockiem, elektroniką i ze swingiem, jest dzisiaj kimś więcej niż tylko kolejną dziewczyną śpiewającą przy fortepianie. Dekadę temu była na ustach wszystkich. Nagrała dwa świetne albumy. Później było różnie. Fiona przespała czas retro popu z Amy Winehouse, Duffy i Adele na czele. Nie ścigała się z kolejnymi wcieleniami Nory Jones ani nie szukała na siebie pomysłu jak Amos. Zapadła w kilkuletni sen zimowy niczym Kate Bush i powróciła, kiedy prawie wszyscy już o niej zapomnieli.
Nowa płyta to nieco inna wersja Fiony, która muzycznie dojrzewa w taki sposób jak nasza Nosowska – ograniczając środki wyrazu w myśl zasady, że czasem mniej znaczy więcej. Choć na początek dla kogoś, kto zaczyna przygodę z jej muzyką, może być to zbyt dużo. Dwie pierwsze kompozycje to dzika energia w czystej postaci. Surowe, chropowate, zadziorne utwory na pewno nie należą do najłatwiejszych i najbardziej melodyjnych. Ale jest szczerze od pierwszych akordów do samego końca. Najbardziej melodyjnie robi się w połowie krążka przy „Werewolf". Ale prawdziwa perełka – kompozycja „Hot Knife" – czeka na końcu. W warstwie muzycznej i lirycznej to majstersztyk!