Po pierwsze: zwykle jest tańszy. Po drugie: nosząc stary elegancki zegarek możemy sugerować komu trzeba, że odziedziczyliśmy go po naszym dziadku. Skoro dziadek nosił prestiżową markę np. Omegę, Zenitha, Doxę, Roleksa, to znaczy, że był kimś solidnym, dawał sobie radę w życiu, miał dobry gust. To jest największy zysk, bo to oznacza, że nie wypadliśmy sroce spod ogona!
Wyjątkowo elegancko wyglądają niektóre modele w stalowych kopertach. Nie kupujmy złotego zegarka, tylko stalowy! Nasz dziadek cenił przecież wyjątkowy design, sam prestiż szwajcarskiej lub niemieckiej marki, dyskretną elegancję, nie musiał dowartościowywać się demonstrowaniem złota. Wśród młodych mężczyzn rodzi się szlachetny snobizm na zegarek po przodkach.
Stalowego Zenitha kupimy już za ok. 1 tys. zł. Dobra Doxa może kosztować ok. 500 zł, stary zegarek marki IWC zdobędziemy za ok. 5-6 tys. zł, gdy nowy model tej marki u autoryzowanego sprzedawcy kosztuje co najmniej ok. 15 tys. zł. Stalowy Patek jest bezcenny, bo znacznie rzadszy od złotych modeli tej marki.
Stary zegarek ma duszę. Ma historię, ponieważ kilkadziesiąt lat związany był z konkretnym człowiekiem, z jego losami. Godzinami można o tym opowiadać, także o marce, która zdążyła przejść do legendy. Dziś modne marki nie zawsze mają bogatą historię i utrwaloną wysoką pozycję w świadomości społecznej. One są po prostu modne.
W PRL w latach 50. i 60. wysoko ceniono takie marki jak np. Delbana czy Atlantic. Pochodziły z przemytu. Dziś tamte modele upolować można za ok. 200-300 zł. Kolekcjonerskie egzemplarze w idealnym stanie cenione są po ok. 500-600 zł. W warszawskiej pracowni zegarmistrzowskiej Marka Drzażdżyńskiego naprawa kosztuje ok. 150 zł. Marek Drzażdżyński jest Starszym Cechu Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników. W Cechu podadzą nam adresy zegarmistrzów.