Andrzej Muszyński ma dwadzieścia dziewięć lat – cztery więcej niż ja. Nie wydaje się to sporą różnicą. A jednak w czasie, w którym mnie udało się jeden jedyny raz opuścić Europę, Muszyński jak burza przeleciał przez trzy czwarte świata, zapuszczając się w takie rejony, jak pustynia Atacama czy dziewicza gabońska puszcza. Coś tu jest diablo nie tak. No, może poza tym, że dzięki temu powstało znakomite „Południe".

Niezbadane są przyczyny, które prowadzą ludzi do mierzenia się z własnymi słabościami i pchania się w najbardziej niegościnne miejsca na Ziemi. Dobrze jednak, że istnieją tacy szaleńcy, gotowi udać się tam w imieniu mniej odważnej części gatunku. Jeszcze lepiej, jeśli dysponują ponadprzeciętną lekkością pióra i zmysłem rasowego reportera. Muszyński w swym debiucie prezentuje styl zadziwiająco dojrzały i bogaty. Plastyczne opisy mają w sobie coś z liryki, a trochę też z realizmu magicznego, który często cechuje miejsca odległe od naszej codzienności. Autor podkręca nieco nasycenie i kontrast, ale nie przesadza z reporterskim Photoshopem.

Czytaj więcej w Xiegarnia.pl