Antygrawitacyjna joga, boks na trampolinie i pilates na maszynach oporowych to dowody na to, że w sporcie zacierają się granice, ale przede wszystkim sposoby na podtrzymanie zainteresowania miłośników fitnessu oraz zwrócenia uwagi tych, którzy dopiero szukają motywacji.
Artykuł pochodzi z portalu Szatnia.pl
Coraz więcej mówi się o kolejnej hybrydzie, tzw. hydrospinningu, który łączy dobrze znany trening na rowerze stacjonarnym z kojącym i modelującym działaniem wody.
Skąd ten pomysł?
Umieszczenie roweru stacjonarnego w wodzie nie jest rewolucją . Pedałowanie w basenie to przecież popularna metoda fizykoterapeutyczna. Dziwić może jedynie to, że hydrospinning jako trend w fitnessie nie zrodził się w Stanach Zjednoczonych, lecz we Włoszech, skąd rozprzestrzenił się do południowo-zachodniej części Europy, stosunkowo późno docierając za Ocean.
Nie trzeba być orłem z fizyki czy specem od anatomii człowieka, by domyślić się, dlaczego w takiej formie aktywności dostrzeżono potencjał inny niż terapeutyczny. Wystarczy przypomnieć sobie własne próby brodzenia w wodzie do pasa. Opór wody wymaga od nas znacznie większego wysiłku, przez co wzmacnia układ mięśniowy i kształtuje wytrzymałość, ale stanowi też swoisty rodzaj masażu, który łagodzi dolegliwości bólowe i usprawnia krążenie, a co za tym idzie, pomaga pozbyć się toksyn i niedoskonałości skóry.