Barbra Streisand, Partners, Sony Music Polska CD, 2014

Elvis Presley śpiewa na najnowszej płycie Streisand „Partners”. To nie żart. To trik - pisze Jacek Cieślak.

Publikacja: 13.09.2014 13:00

Barbra Streisand: – Zawsze chciałam być najlepsza. Kiedy w szkole nauczyciel zadawał pytanie i nie w

Barbra Streisand: – Zawsze chciałam być najlepsza. Kiedy w szkole nauczyciel zadawał pytanie i nie wskazał mnie do odpowiedzi, i tak jej udzielałam

Foto: sony music

Pomimo że nie nagrywa zbyt często, wciąż pozostaje wśród 25 najlepszych artystów świata. Sprzedała 145 mln albumów, a chociaż ma 72 lata – nie traci nadziei na polepszenie rekordu. Nic dziwnego, że oczekiwaniu na jej nowy album towarzyszyły plotki i przecieki.

Jeszcze na początku roku producent nagrań Walter Afanasieff ujawnił, że gośćmi sesji „Partners" będą m.in. Lady Gaga i Beyonce, największe gwiazdy najmłodszej generacji. Nie minęło wiele godzin i wpis w internecie został usunięty. Lada Gaga i Beyonce nie śpiewają na nowej płycie. Nie śpiewa żadna wokalistka.

Streisand otoczyła się dworem wokalistów różnych stylistyk i pokoleń, którzy łącznie sprzedali ponad miliard płyt: Andrea Bocelli, Michael Bublé, Kenneth „Babyface" Edmonds, Jason Gould, Josh Groban, John Legend, John Mayer, Lionel Richie, Blake Shelton, Stevie Wonder. A także wspomniany król rock'n'rolla – Elvis Presley.

Historia Kopciuszka

Większość kompozycji to wielkie przeboje, ale w nowych wersjach. W przeciwieństwie do wydanego w 2002 r. albumu „Duets", który był zlepiony z wydanych wcześniej piosenek.

Jej biografia jest połączeniem historii Kopciuszka i Brzydkiego Kaczątka. Ojciec, nauczyciel, zmarł, gdy miała 15 miesięcy. Dzieciństwo skomplikowały złe relacje z matką, która wyszła po raz drugi za mąż. Ojczym nie poświęcał jej w ogóle uwagi. Matka krytykowała urodę córki, by zrazić ją do kariery w show-biznesie.

– Matka nie powiedziała mi nigdy żadnego komplementu – wyznała, płacząc przed kamerą podczas jednego z telewizyjnych wywiadów. Barbra marzyła o karierze, śpiewając w szkolnym chórze razem z Neilem Diamondem.

– Zawsze chciałam być najlepsza – wspominała. Kiedy w szkole nauczyciel zadawał pytanie i nie wskazał mnie do odpowiedzi, i tak jej udzielałam.

Już gdy osiągnęła status gwiazdy, tuż przed premierą „Księcia przypływów" (1991), w obstawie policji oprowadzała telewidzów po nowojorskich miejscach z okresu debiutu. Zobaczyli jej klitkę – jeden z pokoi w czteropokojowym mieszkaniu.

– Widzisz to? – pytała dziennikarza – to jest ślepe okno z widokiem na nic. Takie miałam na początku widoki.

Na starcie miała pecha. Nigdy nie ukazał się album koncertowy, którym miała debiutować w 1962 r. Zaplanowano trzy występy w sali Bon Soir w Nowym Jorku. W czasie pierwszego zdarzyła się awaria mikrofonu, dwa pozostałe nagrały się perfekcyjnie, jednak nie odpowiadały wyobrażeniom firmy Columbia. Kilka nagrań poznaliśmy dzięki płycie „Just for the Record" z początku lat 90.

Wtedy było już wiadomo, ile osiągnęła. Gdy ostatnio dziennikarz „The Independent" zapytał ją, jaki jest klucz do sukcesu, odpowiedziała:

– Status świętej krowy. Nie nakręciłam zbyt wielu filmów, nie występowałam zbyt często. Czasami mniej oznacza więcej. Pozwala stworzyć aurę niedostępności, magii, tajemnicy. Nie męczyłam się z tym. Nie pracowałam nad tym. Jestem domatorką. Lubię być w domu.

Można powiedzieć, że z domu wychodziła tylko po to, żeby odebrać dwa Oscary, osiem Grammy, Special Tony Awards za telewizyjne osiągnięcia.

Pojawia się, kiedy chce. Gdy zdecydowała się wypromować pierwszy od 16 lat film „Mama i ja" (2012) – zaśpiewała na gali w Los Angeles „Tacy byliśmy", tytułowy szlagier z filmu o tym tytule z udziałem Roberta Redforda.

Grając wielokrotnie w filmach o trudnych damsko-męskich relacjach, przeżywając je na własnej skórze, nie pokazywała się w ostatnich latach również dlatego, że szczęśliwa miłość przyszła wraz z jesienią życia – u boku aktora Jamesa Brolina.

– Zadziwię może wszystkie kobiety – wyznała. – Nie trzeba wyglądać szałowo, gdy spotykamy mężczyznę swojego życia. Przynajmniej ja nie wyglądałam. Miłość przychodzi często, gdy nie szukamy jej na siłę. Czasami znajduje nas sama.

Jej pierwszym poważnym życiowym partnerem był Elliott Gould, później romansowała z takimi przystojniakami jak Don Johnson, tenisista Andre Agassi, Kris Kristofferson czy premier Kanady Pierre Trudeau. Przez wiele lat jej najwierniejszym mężczyzną był Jason Gould – syn i kompozytor. Towarzyszy jej na najnowszej płycie. Zagrał w „Księciu przypływów", gdzie podjęła temat trudnych problemów dzieciństwa.

Wyspecjalizowała się w odejściach i powrotach. Pod hasłem pożegnania z muzyczną sceną dała kilka koncertów w Las Vegas i Nowym Jorku. Pierwsza raz żegnała się w okresie milenium. Występowała jako Kleopatra. Z towarzyszeniem 62-osobowej orkiestry pod dyrekcją Marvina Hamlisha i chóru. Proscenium zamykały egipskie kolumny, na estradzie wybudowano piramidę, ponad nią zawisł gigantyczny ekran. Teraz na nowej płycie śpiewa z Elvisem Presleyem. Wtedy zaprezentowała się z innym nieżyjącym gwiazdorem – Frankiem Sinatrą.

Wielki comeback

Nie minęło siedem lat i zdecydowała się na powrót. W Rzymie. Do koncertów nie doszło. Powodem kontrowersji była cena niektórych biletów przekraczająca 900 euro. Amerykanie nie mają takich skrupułów. Płaczą i płacą, bo jest muzycznym symbolem tradycyjnych amerykańskich wartości. Pod koniec lat 70. lepszą sprzedażą płyt od niej mogli się pochwalić tylko Beatlesi i Elvis Presley. Dekadę później okrzyknięto ją najbardziej wpływową wokalistką amerykańską od czasów Franka Sinatry. Jej największym sukcesem był albumem „Guilty" z przebojem „Woman in Love" napisanym przez Barry'ego Gibba z Bee Gees. Sprzedała 15 mln płyt.

Bezprecedensową popularność zawdzięcza musicalowemu repertuarowi, bo to muzyczna biblia Amerykanów. Jej specjalnością stały się reinterpretacje standardów i tworzenie nowych.

– Śpiewałam od siódmego roku życia, na ulicy, z przyjaciółmi, na głosy – wspomina.  Ale chciałam być aktorką, zagrać Medeę, Julię, Heddę Gabler. Kiedy nie miałam szansy na poważne role, postawiłam na piosenkę.

Po broadwayowskim debiucie w „Funny Girl" podpisała dziesięcioletni kontrakt z telewizją CBS. I poprzez programy telewizyjne od wczesnych lat 60. towarzyszyła rodakom, przeczuwając, że mały ekran to medium przyszłości. Dzięki temu wychowała miliony słuchaczy. Jej programy „My Name Is Barbra" i „Color Me Barbra" najpierw dały jej liczne nagrody Tony, a potem tantiemy za wznowienia na kasetach wideo i DVD.

Jak większość artystów jej pokolenia, miała problemy z utrzymaniem popularności pod koniec lat 60., kiedy największy triumf święcił rock.

– Nie mogłam śpiewać rock and rolla, bo nie wiem, o co chodzi w grze perkusji – tłumaczyła z rozbrajającą szczerością.

Na początku lat 70. złapała drugi oddech, głównie dzięki popowym balladom. Przeboje w duecie z Donną Summer i Neilem Diamondem zajęły najwyższe miejsca na listach przebojów.

W filmach szła dalej, podejmując społeczne problemy nurtujące Amerykę, jednak nigdy w radykalnej formie. Łagodziła całość romantycznym wątkiem albo liryczną muzyką. W „Tacy byliśmy" Sydneya Pollacka zagrała lewicującą aktywistkę, która nie godzi się z konformistyczną postawą swojego męża.

W 1983 r. zadebiutowała jako reżyserka musicalem „Yentl" według powieści Singera. Kreowała tytułową rolę córki rabina, która by się uczyć, musi się przebrać za mężczyznę. Streisand połączyła ważne tematy swojego życia: równouprawnienia płci i granic między nimi, a także żydowskich korzeni.

Związek z Izraelem demonstrowała podczas uroczystości 30-lecia tego państwa. Przeprowadziła wtedy wywiad z Goldą Meier i zaśpiewała izraelski hymn „HaTikva". Pochodzi z rodziny żydowskich emigrantów z Wiednia.

W 1985 r. dokonała kolejnego zwrotu w karierze. Powróciła do musicalowych korzeni i nagrała „The Broadway Album", który sprzedał się w Ameryce w 4 mln egzemplarzy. Pozycja Streisand była tak silna, że została gospodynią inauguracji prezydenta Billa Clintona w 1993 r.

Wkrótce ogłosiła powrót do pierwszych od 27 lat występów na żywo. Bilety od 50 do 1500 dolarów uczyniły ją najdroższą artystką świata. Kolejną trasą zarobiła w 2006 r. ?92 mln dolarów. Tylko Stonesi mogli się pochwalić lepszym wynikiem.

Szkoda, że teraz Mick Jagger nie zaśpiewał na nowej płycie. Ale przecież Streisand nie rozumie, o co chodzi w grze perkusji. A może woli Presleya?

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla