Żyjemy w czasach festiwalomanii nasilającej się w okresie letnim. Wtedy niemal co druga miejscowość w Polsce pragnie mieć własną muzyczną imprezę. Organizowanie koncertów, gdy w wakacje ludzie mają więcej czasu na kontakt z kulturą, to działanie cenne i szlachetne. Ale czy tylko o to powinno chodzić?
Ważne festiwale – czego przykłady można znaleźć w świecie – trwają znacznie dłużej niż tylko wtedy, gdy zapisane są w kalendarzu zdarzeń. Zostawiają trwały ślad w życiu muzycznym swego kraju, a czasem i świata. Stanowią punkt odniesienia, mają ciąg dalszy w występach artystów na innych estradach, pozostają także po nich nagrania. Tak właśnie jest z Chopinem i jego Europą.
Historyczne niuanse
W ciągu 15 lat (w najbliższą niedzielę zakończy się jubileuszowa edycja) Warszawa za sprawą tego festiwalu stała się ważnym w świecie ośrodkiem wykonawstwa historycznego. Dla osób mało zorientowanych w niuansach muzycznych brzmi to zagadkowo, ale gra na instrumentach z epoki ma ogromny wpływ na postrzeganie muzyki, zmienia jej odbiór i wpływa na gusty słuchaczy.
Dziś rzadko słuchamy utworów Bacha czy Händla granych na współczesnych instrumentach. Warszawski festiwal poszedł dalej i zaczął wprowadzać modę na historyczne traktowanie Chopina i niemal całej XIX-wiecznej muzyki, Beethovena, Schuberta, Schumanna. Coraz więcej zespołów chce tego spróbować – w tym roku zespół Bach Collegium Japan po raz pierwszy spróbował zagrać tak Chopina.
Zagraniczni artyści wybierają ten festiwal nie tylko ze względu na Chopina, interesuje ich w ogóle muzyka polska. Sławna niemiecka Hofkapelle München zagra więc w Warszawie w sobotę symfonię Józefa Elsnera, choć zapewne do niedawna jeszcze o tym Polaku nie słyszała.