Noworoczne koncerty organizowane w Filharmonii Narodowej, ale przez Mazowiecki Teatr Muzyczny, zyskały już dużą popularność. Ten najbliższy ma numer 13 i nie zanosi się na to, że będzie pechowy. Wręcz przeciwnie, organizatorom po raz pierwszy udało się zaprosić światową gwiazdę takiego formatu.
Argentyńczyk Jose Cura, bo to on zaśpiewa w Nowy Rok dla warszawiaków, na przełomie stuleci zrobił oszałamiającą wręcz karierę. Stał się ulubieńcem widzów na całym świecie, którzy chcieli w nim widzieć następcę słynnych tenorów Pavarottiego czy Dominga. Trzeba zresztą przyznać, że miał ku temu warunki: urodę południowego macho i piękny, mocny głos. Należy jednak do niespokojny duchów, dlatego pasję do śpiewania szybko zaczął dzielić z pasją do dyrygowania. Przez pewien czas był nawet gościnnym dyrygentem naszej orkiestry Sinfonia Varsovia.
– Powielanie ciągle tych samych ról operowych może być niebezpieczne, człowiek wpada w rutynę – mówił wtedy „Rzeczpospolitej". – Chciałbym tego uniknąć i dlatego możliwość dyrygowania jest bardzo zdrowa dla mnie jako muzyka. I zdrowa także dla mojego głosu. Gdy będę dzielił czas na te dwie profesje, głosu starczy mi na więcej lat.
Od kilku lat doszła jeszcze jedna pasja. Jose Cura stał się zapracowanym reżyserem operowym. W planach na pierwsze tygodnie 2018 roku ma na przykład przygotowanie inscenizacji „Petera Grimesa" Brittena w Operze w Monte Carlo. Cały czas jednak nie rezygnuje ze śpiewania. Przed Bożym Narodzeniem zakończył cykl spektakli w Buenos Aires, w marcu zaśpiewa jedną z najsłynniejszych tenorowych ról – Cania w „Pajacach" – w Operze Rzymskiej.
Co natomiast zaśpiewa 1 stycznia 2018 roku w Filharmonii Narodowej? Program noworocznego koncertu utrzymywany jest w tajemnicy. Wiadomo jednak, że nie będą to wyłącznie arie operowe. Jose Cura przygotowuje podobno też jedną z kompozycji Paula McCartneya.