Wybory samorządowe ze względu na skalę uważane są za najtrudniejsze, zwłaszcza dla mniejszych partii. Nie przeraża to jednak lewicy, która zamierza przystąpić do nich dużo bardziej podzielona niż w 2015 roku.
Do startu na poziomie ogólnokrajowym szykują się trzy osobne komitety. Największy to SLD Lewica Razem z SLD i m.in. Unią Pracy. Lider Sojuszu Włodzimierz Czarzasty deklaruje, że jego partia oraz sojusznicy wystawią 16 tys. kandydatów w całym kraju. Czarzasty w środę kategorycznie wykluczył, że na poziomie sejmików możliwe są koalicje, chociaż o takim wariancie mówiło się, gdy PiS proponowało zmiany w granicach okręgów wyborczych. Teraz jednak, gdy okazało się, że takich modyfikacji nie będzie, zniknęła też polityczna potrzeba tworzenie szerokiej koalicji. – Żadnego innego szyldu nie będzie – podsumował Czarzasty na konferencji prasowej w Katowicach.
Grzegorz Schetyna wielokrotnie mówił o współpracy z „demokratyczną lewicą". I jak słyszymy, PO cały czas rozmawia z mniejszymi partiami, które wcześniej deklarowały współpracę z SLD.
Do samodzielnego startu szykuje się także Partia Zieloni. Jak słyszymy, na kongresie tej formacji w najbliższy weekend zostanie podjęta w tej sprawie oficjalna decyzja. Nasi rozmówcy podkreślają, że jest kilka powodów takiego posunięcia. Jednym z nich jest chęć promocji własnego szyldu przed łatwiejszymi pod względem przygotowań wyborami europejskimi. Zieloni liczą też, że poparcia przysporzy im program dotyczący walki ze smogiem i innych istotnych obecnie kwestii, w których sejmiki mają dużo do powiedzenia.
Samodzielny start deklaruje też Partia Razem, której liderzy konsekwentnie podkreślają, że nie wyobrażają sobie żadnej koalicji z SLD.