Lekarze liczą na podwyżki, dlatego wielu z nich zgodziło się podpisać na miesiąc formułę opt-out: czyli zgodę na pracę powyżej 48 godzin tygodniowo. – Czekamy na nowy kontrakt z NFZ. Wydaje mi się, że sytuacja wyklaruje się w połowie miesiąca. Wtedy będziemy wiedzieli, czy jesteśmy w stanie sprostać oczekiwaniom finansowym lekarzy – mówi Tomasz Opala, dyrektor specjalistycznego ginekologiczno-położniczego szpitala w Poznaniu.
– Moi lekarze podpisali opt-out na cztery miesiące, ale i tak mam problem z obsadą dyżurów. Trzeba zmienić przepisy, bo inaczej dyrektor musi łamać prawo: albo nie dając lekarzom wymaganego przepisami 11-godzinnego odpoczynku w każdej dobie. Albo zawierając z nimi obok umów o pracę kontrakty na dyżurowanie. Tego także zakazują przepisy, bo dwóch umów z jedną osobą zawierać nie wolno – denerwuje się Dariusz Hankiewicz, dyrektor powiatowego szpitala w Radzyniu Podlaskim. Dyrektorzy, którzy będą mieli problem z zapewnieniem opieki na oddziałach lekarskich, pod koniec tygodnia muszą poinformować o tym wojewodów. Ci będą decydować o zamykaniu oddziałów.
Bardziej prawdopodobny jest jednak inny scenariusz: – Pacjenci nie zauważą od razu, że lekarzy brakuje: ostre dyżury będą działać jak zwykle. Wydłużą się jednak kolejki do operacji planowych, pogorszy się opieka nad pacjentem. Skutki będą odczuwalne w perspektywie kilku tygodni, a nawet miesięcy – dodaje Marek Balicki, poseł LiD i dyrektor Szpitala Wolskiego w Warszawie (na urlopie na czas zasiadania w Sejmie).
Dyrektorzy szpitali szukają więcej rozwiązań: – Negocjacje trwają, ale swoim lekarzom proponuję pracę w systemie zmianowym, po 12 godzin w ciągu dnia. Nie trzeba zmieniać umów o pracę ani regulaminu szpitala. Na zmiany pracują u nas pielęgniarki – mówi Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.
Lekarze nie są zadowoleni. – Taki system wymaga zmiany przyzwyczajeń: operacje planowe będą wykonywane nie o ósmej rano, ale np. o 18. Inne obawy się nie sprawdzają: lekarze nie będą musieli przychodzić do pracy częściej niż w tej chwili. Można tak ułożyć pracę na zmiany, by wygospodarować np. dwa dni wolnego, jeśli ktoś chce przyjmować pacjentów w prywatnym gabinecie – tłumaczy Janus.