- 25 lat na to czekałem. Ale to jest miecz, a ręka gdzie? - powiedział Ojciec Przemyka Leopold nawiązując do tego, że K. był - w jego ocenie - jedynie wykonawcą poleceń osób sterujących systemem komunistycznym w Polsce.
Znajomy Grzegorza Igor Bieliński przyznał, że nie spodziewał się takiego wyroku, choć to, że oskarżony był w grupie osób, która biła, było ewidentne. - Pamięć o nim ani jako o ofierze systemu, ani jako o poecie, nie zginie - dodał.
Przyjaciółka matki Grzegorza Barbary Sadowskiej, Ligia Grabowska-Urniaż oceniła, że wyrok to "minimum sprawiedliwości historycznej". - Ciągle się zastanawiam, co trzeba zrobić z sumieniem, jaka indoktrynacja musi być, żeby młodzi ludzie, tylko rok starsi od niego, byli zdolni do czegoś takiego. Przecież dobrze wiedzieli, że katują niewinnego chłopca - powiedziała.
Ireneusz K. był do tej pory czterokrotnie uniewinniany. Ostatni wyrok Sąd Apelacyjny uchylił w czerwcu 2004 roku. Obecny, piąty proces, toczył się od 2004 roku. Ujawnienie nowych materiałów zdecydowało o wydaniu pierwszego skazującego wyroku dla K.
Uzasadniając nieprawomocny wyrok sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska mówiła, że sprawa była niezwykle trudna. Przypomniała, że w PRL podjęto próbę przerzucenia odpowiedzialności na inne osoby niż milicjanci.
12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk, świętujący wraz z kolegą Cezarym F. egzaminy, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO na warszawskim pl. Zamkowym, a następnie zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej. Tam dyżurujący milicjanci skatowali go. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.