To pierwszy wyrok skazujący w jednej z najgłośniejszych zbrodni w PRL. Proces byłego zomowca Ireneusza K., który skatował 19-letniego maturzystę Grzegorza Przemyka, toczył się po raz piąty. Wcześniej oskarżony był uniewinniany, ale wyroki te uchylały sądy wyższej instancji. Tym razem Sąd Okręgowy w Warszawie nie miał wątpliwości co do winy byłego zomowca. Ireneusz K. został skazany na osiem lat więzienia, ale z powodu amnestii z 1989 roku karę zmniejszono o połowę.
Grzegorz Przemyk został wręcz skatowany, nie tylko pobity. sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska
– Grzegorz Przemyk został skatowany, nie tylko pobity – uzasadniała wyrok sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska. – Z ustaleń biegłych wynika jednoznacznie, że istnieje związek przyczynowy między pobiciem a śmiercią Przemyka. Ireneusz K. mógł i powinien przewidzieć skutki silnych ciosów, jakie wymierzał pokrzywdzonemu. Grzegorz Przemyk został skatowany przez milicjantów i uratować mogła go tylko szybka pomoc medyczna, która jednak nie nadeszła – mówiła.
Niezabitowska-Nowakowska zaznaczyła, że na skazanie byłego zomowca wpłynęły m.in. nowe materiały nieznane sądom, które uniewinniały go wcześniej. Podkreśliła również, że skazany, zatrzymując Przemyka, nie mógł wiedzieć, że jest on synem opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. – Jego zatrzymanie było przypadkowe i wiązało się z tym, że nie miał przy sobie dowodu osobistego – mówiła Niezabitowska-Nowakowska.
Wbrew twierdzeniom obrony sąd uznał, że w sprawie nie doszło do przedawnienia karalności. Wskazał bowiem, że okazanie z 1983 r. nie dawało przyjacielowi Przemyka – głównemu świadkowi oskarżenia – szans rozpoznania Ireneusza K. Zebrani wówczas milicjanci wskutek działań plastyka mało różnili się między sobą.