– Telefon mi się dzisiaj urywał. Skrzynkę e-mailową też mam zapchaną. Dziękuję za wszystkie wyrazy solidarności – mówi „Rz” doktor Marek Migalski.
Jak napisała wczoraj „Rz”, kłopoty Migalskiego zaczęły się od tego, że wystąpił w programie telewizyjnym Bronisława Wildsteina poświęconym lustracji na wyższych uczelniach. Politolog opowiedział się za lustracją i skrytykował dyrektora Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego prof. Jana Iwanka, który był tajnym współpracownikiem SB. W obronie Iwanka powstał list, rozesłany m.in. do osób decydujących o habilitacji Migalskiego, który chciał rozpocząć przewód habilitacyjny na Uniwersytecie Jagiellońskim (wcześniej odmówiono mu wszczęcia habilitacji na Uniwersytecie Wrocławskim).
Komisja wyznaczona przez Radę Wydziału UJ do oceny dorobku naukowego politologa jednogłośnie uznała, że spełnia on wymagane warunki. Migalski przedstawił rozprawę habilitacyjną: „Czeski i polski system partyjny. Analiza porównawcza”. Jest również autorem i współautorem dziesięciu innych książek z zakresu politologii. Ale jego wniosek odrzucono.
– To decyzja skandaliczna – ocenia wyniki głosowania Rady Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ były minister edukacji prof. Ryszard Legutko.
– Skoro się tworzy specjalną komisję do oceny dorobku kandydata, to po to, by się oprzeć na jej rekomendacji. Skoro komisja stwierdza, że wszystkie warunki zostały spełnione, to jak Rada Wydziału może głosować przeciw. Przecież to absurd – dziwi się Legutko. – Członkowie rady chcą zdezawuować swych kolegów, którzy oceniali dorobek pana Migalskiego, albo głosując, kierowali się względami pozamerytorycznymi. Podejrzewam to drugie .