"Népszabadság" zamieścił tylko jedno zdanie napisane we wszystkich językach używanych w Unii Europejskiej: "Skończyła się wolność prasy na Węgrzech". W dzienniku "Népszava" to zdanie brzmiało: "Wolność prasy jest fundamentalnym prawem w każdym kraju członkowskim UE. Musimy bronić naszych demokratycznych praw na Węgrzech. Domagamy się wolności prasy".
We wtorek ten temat dalej jest szeroko dyskutowany w mediach całej Europy.
Prawo, którego prawie nikt nie czytał, bo liczy aż 150 stron wywołuje ekscytację w wielu krajach. Poniekąd jest to zrozumiałe, bo rzeczywiście są tam zapisy, którą budzą poważne wątpliwości, choć ton wielu artykułów wydaje się cokolwiek histeryczny.
Pierwsze dni węgierskiej prezydencji nie przebiegają więc w szampańskiej atmosferze. W zachodniej prasie niemal wszystkie publikacje o rozpoczynającym się węgierskim przywództwie zaczynają się właśnie od informacji o ustawie i domniemanych dyktatorskich zapędach premiera Victora Orbana.
Przeglądając węgierskie gazety i strony internetowe nie można na razie zauważyć, by wolność słowa gasła. Raczej jest odwrotnie. W opozycyjnych gazetach i na stronach internetowych można znaleźć ostrą krytykę rządu i kpiarskie teksty o tym, co rząd będzie robił z mediami.