Miasto bez studni

Życie wykazało, że ludzie mogą przetrwać kataklizm bez prądu i ogrzewania, ale muszą mieć wodę. A skąd ją wziąć, kiedy zabraknie prądu?

Publikacja: 26.05.2012 16:57

Czas powstania 1944. Kolejka mieszkańców ulicy Kruczej oczekuje przed wejściem na podwórze, gdzie os

Czas powstania 1944. Kolejka mieszkańców ulicy Kruczej oczekuje przed wejściem na podwórze, gdzie ostała się stara studnia. Jak oni ją kochali...

Foto: Fotopolska

Inspiracją do napisania tych varsavianów są zdjęcia przedstawiające pierwszych mieszkańców stolicy po wyzwoleniu. Nosili wodę z Wisły! Wyobraźmy sobie teraz kogoś mieszkającego na 20. piętrze. Nie wniesie wiadra z wodą...

Ostatnio media sporo piszą o spodziewanej nadaktywności słońca pod koniec tego roku i ewentualnym uszkodzeniu urządzeń wytwarzających i przesyłających prąd elektryczny – w wyniku gigantycznego promieniowania. Skutkiem czegoś takiego będzie przerwanie pracy wszystkich urządzeń dostarczających wodę. Warszawa już raz coś takiego przeżyła – podczas powstania 1944 roku i przez kilka miesięcy po nim.

Kopać, kopać!

Pierwsze, w miarę sprawne i wydajne wodociągi miasto otrzymało w roku 1855. Zwano je wodociągami Marconiego, a pompy napędzane były maszynami parowymi. Na Pradze w podobny sposób funkcjonowały wodociągi Grotowskiego, a oba systemy straciły rację bytu w momencie oddania do użytku wodociągów Lindleya w latach 80. wieku XIX. Wszystko to działało aż do oblężenia 1939 roku, kiedy to 25 września przestały pracować elektryczne pompy. Ratowano się napędem parowym, a już 4 października zdołano przywrócić funkcjonowanie systemu. Ale i tak ludzie mieli wodę, bo przed wybuchem wojny przeprowadzono lustrację studni płytkich i naliczono ich w mieście aż 2,5 tysiąca. Były to stare, nieużywane ujęcia na podwórzach nowoczesnych posesji oraz setki studzien w rejonach peryferyjnych, gdzie w ogóle nie istniała sieć wodociągowa.

Mieliśmy też w mieście kilkanaście ujęć głębinowych, w tym: dwa w szpitalach oraz na terenie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, w browarze Haberbuscha czy też u Wedla na Pradze.

Z ujęciami nieużywanymi było tak – kiedy w XIX wieku stawiano nowe budynki, kopano na ich podwórzach studnie, w których instalowano ręczne pompy.  Domy rosły w oczach, albo nadbudowywane, albo też po rozbiórce starych, budowane od podstaw. I były podłączane do miejskiej sieci. A studnie zostały ku ozdobie albo „na wszelki wypadek". Zdarzył się on już w pierwszych dniach Powstania 1944 roku. W skutek uszkodzenia magistrali rejon między Królewską, Chmielną i Marszałkowską a Towarową (częściowo pod dzisiejszym Pałacem Kultury) pozbawiony został wody. Próbowano ją wydobywać z rur, w miejscach, gdzie zostały one odsłonięte wybuchami, ale była to dosłownie kropla w morzu potrzeb. Jeśli wierzyć różnym opracowaniom, pracownicy wodociągów zaczęli kopać 120 studni. Czy je skończyli – nie mam wiadomości. Istnieją natomiast informacje, iż w 80 miejscach dotarli do wody.

Podobnie było w innych rejonach miasta. Udrożniano też stare studnie. Opowiadano mi, że mieszkańcy rozkopywali je na podwórzach, po czym ktoś szczupły wchodził do środka i wybierał wiaderkiem ziemię.

Z kolei „Komunikat Informacyjny komendy placu Odcinka Mokotów" z 22 sierpnia podaje spis 16 studni publicznych, dostępnych na terenie zajętym przez powstańców; m.in. dwie były przy Goszczyńskiego, a jedna w alei Niepodległości.

Mieszkam w budynku postawionym przed pół wiekiem na miejscu spalonej śródmiejskiej kamienicy. Środek podwórza zajmuje trawniczek, na którym, jak mi relacjonowano, była dawniej studnia, czynna jeszcze w czasie okupacji. Nie ma po niej śladu, podobnie jak po setkach innych, zasypanych przez pychę naszej cywilizacji. Po co studnie, skoro mamy doskonały system wodociągowy?

A potem, to znaczy po kapitulacji powstania w roku 1944, domy podpalano, wszystko szło w powietrze, rury były zniszczone i powracająca po 17 stycznia ludność czerpała wodę z różnych powstałych przypadkowo jeziorek oraz z Wisły. Niech ktoś przeniesie na odcinku jednego kilometra pełne, dwudziestolitrowe wiadro...

Na początku czerwca 1945 roku uruchomiono część pomp w stacji na Czerniakowie oraz przy Filtrowej, ale woda docierała w niewiele miejsc, bo sieć była zniszczona. Udało się też uruchomić ponad siedemdziesiąt zdrojów ulicznych. Szczęśliwcy mieli własne studnie, lecz trzeba było jeszcze tę wodę wnieść na piętra... Zresztą tych studni nie było dużo. Słyszałem kiedyś opowieść, że już po powstaniu, na Ochocie i w Śródmieściu Niemcy mieli je niszczyć, wrzucając do środka granaty.

Trochę historii

W początkowym okresie swego istnienia Warszawa zaopatrywała się w wodę z rzeczek i strumieni, jakich tu nie brakowało. Wystarczy popatrzeć na pożłobioną skarpę miejską, gdzie każdy jar to ślad po spływającej wodzie. Pierwsze informacje o studniach pochodzą z wieku XV. Sto lat później było ich aż sześć, oczywiście na terenie zwanym dziś Starym Miastem. Wyobraźmy sobie, że jedną wydrążono na Szerokim Dunaju, inną w rejonie Dziekanii, a kolejną na Kanonii. Przeważnie były to obudowane, dawne źródła. Ale jak można mówić o dobrej wodzie, skoro całe okolice Kanonii były dawniej cmentarzem?

Z badań wynika, że większość studni miała wtedy około 5 – 7 metrów głębokości i średnicę do dwóch metrów. Czerpano wodę wiadrami albo też prymitywnymi, drewnianymi pompami.

Dawne pałace oraz dwory posiadały własne ujęcia wody. W XVII wieku było ich już ponad dwadzieścia, a pod koniec kolejnego stulecia miasto miało też około dwudziestu ujęć publicznych.

Kopanie studni głębinowych zaczęto dopiero po powstaniu listopadowym, lecz rzadko kiedy udawało się natrafić na obfite źródło. Na przykład przy Solcu wydrążono niemal 150-metrową dziurę w ziemi, ale bez powodzenia. Studnie artezyjskie, a więc wyrzucające wodę pod własnym ciśnieniem, pojawiły się dopiero na początku zeszłego stulecia i do drugiej wojny światowej wydrążono ich około pół setki.

Dziś w Warszawie i jej okolicach mało kto posiada obok ujęcia wody z miejskich rur własną studnię. Znam takich, z których podśmiewają się sąsiedzi, ale czy słusznie?

A swoją drogą żałuję, że studnię na moim podwórzu zasypano.

Unormowanie pobierania wody ze studni

Okręgowy Delegat Rządu na m.st. Warszawę ustalił godziny pobierania wody w studniach przez poszczególnych użytkowników:

Studnie uznaje się za dobro publiczne. Opiekę nad nimi sprawują Komitety Domowe. Ilość i sposób pobierania wody ustala dla wojska rozkaz kwatermistrza, dla ludności cywilnej – Rejonowy Delegat Rządu. —3 IX 1944

Inspiracją do napisania tych varsavianów są zdjęcia przedstawiające pierwszych mieszkańców stolicy po wyzwoleniu. Nosili wodę z Wisły! Wyobraźmy sobie teraz kogoś mieszkającego na 20. piętrze. Nie wniesie wiadra z wodą...

Ostatnio media sporo piszą o spodziewanej nadaktywności słońca pod koniec tego roku i ewentualnym uszkodzeniu urządzeń wytwarzających i przesyłających prąd elektryczny – w wyniku gigantycznego promieniowania. Skutkiem czegoś takiego będzie przerwanie pracy wszystkich urządzeń dostarczających wodę. Warszawa już raz coś takiego przeżyła – podczas powstania 1944 roku i przez kilka miesięcy po nim.

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo