Kiedy 19 lipca tygodnik opublikował okładkę poruszającą problem adopcji dzieci przez pary homoseksulane, Hołownia przekonywał, że nie jest to powód do rozstania z redakcją. "Gdybym miał składać broń po każdej okładce 'Newsweeka' wywołującej mój sprzeciw, nie starczyłoby mi czasu na pisanie czegokolwiek innego niż wypowiedzenia" - napisał w swojej rubryce.
Dzisiejszy numer tygodnika poświęcony jest przypadkom łamania celibatu przez katolickich księży. Redakcja stawia tezę, że Kościół "toleruje podwójne życie księży".

Hołownia wielokrotnie przekonywał, że obowiązkiem dziennikarza-katolika jest obecność w głównych mediach, mimo że nie zawsze się z nimi zgadza. - Tu nic się nie zmienia. Wciąż uważam, że należy być w tak zwanym mainstreamie, bo tam toczą się często najciekawsze dyskusje. Są jednak granice w tym wszystkim. Nie akceptuję sytuacji, gdy rozmówca zamiast poważnie i rzetelnie rozmawiać o jakimś fragmencie rzeczywistości, z dziwnym zapałem wali w nią jak w bęben, a mam wrażenie, że od jakiegoś czasu "Newsweek" traktuje tak Kościół - komentuje dziennikarz w rozmowie z rp.pl.
Jak napisał na swoim blogu, problem pojawił się, "gdy komentowanie z tygodniowym opóźnieniem rewelacji z okładki staje się codzienną koniecznością".