Jawność kosztuje 11 tysięcy 578 złotych

Szkoła ucząca przyszłych sędziów i prokuratorów zażądała wysokiej opłaty ?za udzielenie informacji ?o wykładowcach.

Publikacja: 11.04.2014 05:05

Chociaż od 13 lat dostęp do informacji publicznych jest otwarty, w praktyce zdobycie wiedzy bywa trudne.

– Instytucje publiczne stosują wybiegi, by się wykręcić od udzielania informacji. Zwłaszcza od kiedy obywatele częściej zaczęli pytać, korzystając z możliwości, jakie daje ustawa o dostępie do informacji publicznej – mówi Szymon Osowski z Sieci Obywatelskiej Watchdog.

Ostatni przykład: Watchdog zwrócił się do Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury o listę wykładowców prowadzących w niej szkolenia i o skany zawartych z nimi umów z ostatnich pięciu lat (2010–2014). Wcześniej organizacja zapytała sądy w kraju o to, ilu sędziów ma zgodę na dodatkową pracę.

Po co ta wiedza? – Ciekawi nas, ilu sędziów dodatkowo szkoli, w jakim miejscu i wymiarze godzin. Zwłaszcza w kontekście tego, że na rozprawy długo się czeka – wyjaśnia Szymon Osowski.

Odpowiedź była zaskakująca. Oto krakowska szkoła kazała sobie za informacje zapłacić. Ile? Dokładnie 11 tys. 578 zł. I precyzyjnie wskazała, skąd ta  kwota. I tak pracę przy przygotowaniu danych miałoby wykonywać siedem osób przez 65 godzin po 25 zł każda. Razem daje to 11 tys. 375 zł. Zużyją przy tym 18,3 paczki papieru za 203 zł. Szkoła podała, na jakie konto Watchdog ma wnieść opłatę.

– Udostępnienie informacji publicznej jest bezpłatne, a takiej postawy nie spodziewaliśmy się zwłaszcza po instytucji, która szkoli przyszłych sędziów i prokuratorów – mówi  Osowski. – Do nas też obywatele się zwracają o informację, bywa, że ktoś przez miesiąc stoi przy drukarce, ale od nikogo opłat nie żądamy.

Ale spór dotyczy też meritum. Szkoła podała listę wykładowców (ok. 3 tys. osób) prowadzących zajęcia w ciągu pięciu lat, ale odmawia informacji, kto jaką umowę podpisał. Zgadza się udostępnić umowy, ale bez nazwisk.

– Nie mamy nic do ukrycia. Nie widzimy przeszkód w tym, żeby udostępnić listę osób, które miały zajęcia z aplikantami i już ją wysłaliśmy. Jednak zasada ochrony prywatności nie pozwala nam na przekazanie informacji, jaką sumę wynagrodzenia i komu – z imienia i nazwiska – wypłaciliśmy za prowadzenie zajęć – mówi „Rz" Rafał Dzyr, wicedyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury ds. Aplikacji. – Naszym zdaniem ochrona prywatności ma większą wagę niż dostęp do informacji publicznej. Ale jeśli sąd czy inny organ nakaże nam udostępnić te dane, zrobimy to.

Dzyr podkreśla, że wykładowcy nie są pracownikami szkoły, a ta zawiera z nimi umowy cywilne.

Jak wytłumaczy to, iż zażądano opłaty od Watchdog? Uważa, że pozwala na to art. 15 ust. 1 wspomnianej wcześniej ustawy – jeśli udostępnienie informacji pociąga za sobą dodatkowe koszty.

– Musimy zebrać wszystkie umowy z pięciu lat, sporządzić ich kserokopie, wymazać dane osobowe, sporządzić skany – wylicza Rafał Dzyr. I twierdzi, że nie da rady zrobić tego własnymi siłami: – Powołamy zespół ludzi, którzy te pracę  wykonają, ale musimy im zapłacić.

Szkoła zaproponowała, że nada numer danemu wykładowcy, by tak można było się zorientować, jak często X czy Y prowadził zajęcia. Watchdogu taka okrojona wiedza nie interesuje. Nie zgadza się też na opłatę. – Jawność jest jedną z ważniejszych wartości w demokracji – mówi Osowski i zapowiada skargi do sądu i do ministra sprawiedliwości.

Sieć Watchdog ma już na koncie sukcesy w dopominaniu się o jawność. Wygrała np. sprawę przeciwko prezesowi Trybunału Konstytucyjnego o udostępnienie projektu ustawy o TK oraz inną, dotyczącą rejestru umów zawieranych przez MSZ.

Zarobki, nagrody i ostatnio wydatki w samorządach to – jak twierdzą eksperci – sprawy, o które w ramach dostępu do informacji ludzie pytają urzędników najczęściej. Średnio do jednej gminy wpływa rocznie od kilkunastu do kilkudziesięciu wniosków – wynika z danych Watchdog.

Zwykłym śmiertelnikom jest jeszcze trudniej o sukces niż stowarzyszeniem. Urzędnicy z oporami dzielą się wiedzą. Jakie stosują wymówki?

– Odmawiają, twierdząc, że jest to informacja przetworzona albo należąca do „sfery wewnętrznej" administracji. Innym razem zwlekają, aż obywatel machnie ręką – twierdzi Osowski. Skargi do sądu składają tylko najwytrwalsi.

Chociaż od 13 lat dostęp do informacji publicznych jest otwarty, w praktyce zdobycie wiedzy bywa trudne.

– Instytucje publiczne stosują wybiegi, by się wykręcić od udzielania informacji. Zwłaszcza od kiedy obywatele częściej zaczęli pytać, korzystając z możliwości, jakie daje ustawa o dostępie do informacji publicznej – mówi Szymon Osowski z Sieci Obywatelskiej Watchdog.

Pozostało 92% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej