Pakiet onkologiczny rodzi się w bólach

Specjaliści, chociaż nie są pewni, czy NFZ zapłaci za wszystkie badania, wystawiają coraz więcej zielonych kart.

Publikacja: 16.02.2015 23:29

Pacjenci z podejrzeniem nowotworu są odsyłani od lekarza specjalisty do lekarzy rodzinnych

Pacjenci z podejrzeniem nowotworu są odsyłani od lekarza specjalisty do lekarzy rodzinnych

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

Im dłużej obowiązują przepisy pakietu onkologicznego, tym więcej znaków zapytania pojawia się wśród kadry medycznej. Z danych NFZ wynika, że lekarze wystawili do tej pory pacjentom prawie 52 tys. zielonych kart – czyli kart diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO) uprawniających do skorzystania z szybkiej ścieżki onkologicznej.

Kłopot jednak polega na tym, że lekarze ze szpitali i poradni przyszpitalnych głowią się niejednokrotnie, czy mają w ogóle prawo wystawić pacjentowi taką kartę.

Najpierw specjalista

Chorzy podejrzewający u siebie nowotwór nie zawsze zgłaszają się do lekarza rodzinnego po zieloną kartę, ale od razu odwiedzają specjalistę.

– Do nas od początku roku przyszło może dwóch–trzech pacjentów z zieloną kartą wystawioną przez lekarza rodzinnego. Specjaliści sami więc ją wypisują, co oznacza, że muszą przeprowadzić chorym dwa badania – wstępne, które powinien zrobić lekarz rodzinny, i pogłębione. Nie wiem jednak, czy w takim wypadku za te pierwsze NFZ nam zapłaci – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Nowak, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu.

I chociaż minister zdrowia tłumaczy, że zieloną kartę może wystawić każdy lekarz, to w praktyce realizacja tego uprawnienia nie jest taka prosta. Otóż zgodnie z przepisami ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej kartę DiLO ma prawo wypisać specjalista, ale tylko w wypadku, gdy uzyska pewność na podstawie wyników badań, że jego pacjent ma nowotwór. W przeciwieństwie do lekarza rodzinnego, który przygotowuje kartę DiLO, mając samo tylko podejrzenie nowotworu.

Zdaniem specjalistów te ograniczenia to błąd w przepisach. – Aby wystawić zieloną kartę, muszę mieć potwierdzony nowotwór i zrobione badanie histopatologiczne. To jest możliwe dopiero w trakcie leczenia pacjenta – mówi ordynator jednego z powiatowych szpitali we wschodniej Polsce, który woli pozostać anonimowy.

W rzeczywistości statystyki wskazujące na liczbę 52 tys. wystawionych zielonych kart przemawiają na korzyść specjalistów. Ci ostatni, zatrudnieni w szpitalach i poradniach, wystawili łącznie 40 tys. kart, podczas gdy rodzinni ok. 7,7 tys.

Co więcej, specjaliści zarzucają medykom rodzinnym, że ci ostatni jako jedyni dostali podwyżki w związku z wejściem w życie pakietu onkologicznego, a wcale się nie kwapią do wystawiania zielonych kart. Lekarze rodzinni bowiem mają od stycznia zwiększone z 98 zł do 140 roczne finansowanie z NFZ za każdego pacjenta zapisanego na listę.

Nie decydują się jednak wystawiać zielonych kart, ponieważ – jak tłumaczy Jan Tumasza z Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia – minister zdrowia nie określił, na jakie badania w podstawowej opiece zdrowotnej wysłać pacjenta, aby wykryć nowotwór.

Natomiast Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarka z Porozumienia Zielonogórskiego, wypisała do dziś trzy zielone karty. W tym w dwóch wypadkach specjalista potwierdził jej podejrzenia co do nowotworu piersi u pacjentki i raka pęcherza u mężczyzny.

Premia za czas

– Rozumiem, że wystawianie tych kart nastręcza pewne trudności. Jak się jednak ma zinformatyzowaną przychodnię, to idzie to sprawnie, gdyż karty można generować z systemu dzięki kodom dostępu – mówi dr Zabielska-Cieciuch. Podkreśla także, że w gabinetach lekarzy specjalistów często nie ma nawet komputera. Dlatego muszą iść do innego pomieszczenia w lecznicy i przez godzinę zakładać kartę DiLO dla jednego pacjenta.

W związku z tym w wielu miejscowościach specjaliści zaczęli nawet odsyłać pacjentów, u których podejrzewają raka, do lekarzy rodzinnych po zieloną kartę. W Białymstoku do przychodni rodzinnych, w tym dr Zabielskiej, m.in. urolodzy przysłali nawet list z prośbą o nieodsyłanie pacjentów i wypisywanie kart DiLO.

Dla poradni specjalistycznych i szpitali koszty związane z pakietem onkologicznym i brakiem pewności wypłat z NFZ mają istotne znaczenie. Większość placówek ma podzielony kontrakt na onkologię. Z reguły 70 proc. pieniędzy jest przeznaczonych na pacjentów rozpoczynających leczenie, a reszta na chorych je kontynuujących.

Szpitale i przychodnie dostaną 100 proc. pieniędzy, pod warunkiem że wyrobią się w terminach. Czyli od przyjęcia pacjenta z zieloną kartą do czasu rozpoczęcia leczenia (operacji bądź chemioterapii)nie powinno upłynąć więcej niż dziewięć tygodni. Jeśli lecznice nie dopełnią tego terminu, dostaną o 30 proc. mniej pieniędzy. Rozliczenia będą znane dopiero w marcu.

Z tego powodu wiele placówek wypowiedziało umowy z NFZ na realizację pakietu onkologicznego. W skali kraju jest to dziewięć szpitali i 69 poradni.

Tymczasem Naczelna Rada Lekarska z uwagi na chaos, utrudnienia w leczeniu pacjentów, nierówne potraktowanie chorych onkologicznych i nieonkologicznych postanowiła zaskarżyć przepisy pakietu onkologicznego do Trybunału Konstytucyjnego.

Materiał Promocyjny
Szukasz studiów z przyszłością? Ten kierunek nie traci na znaczeniu
Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA