Dobę trwało dogaszanie ognia przez ekipy Straży Pożarnej po wybuchu pożaru w hali dawnych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Gdańsku. Spłonęło ok. dwie trzecie liczącego blisko 25 tys. metrów kwadratowych obiektu, ale ocalała część i tak raczej nie będzie nadawała się do użytku.
Zniszczenia są potężne, straty w przybliżeniu sięgają 13 mln zł, a ten bilans może się powiększyć. Do czasu przeprowadzenia oględzin – jak zastrzegają śledczy – nawet wstępnie nie sposób ocenić, co doprowadziło do wybuchu pożaru.
Jakie są wersje śledcze na obecną chwilę? – Zakłada się albo umyślne podpalenie, albo powstanie pożaru w wyniku usterki technicznej np. zwarcia instalacji elektrycznej, albo zaprószenie ognia. Wszystko to będzie weryfikowane w toku czynności procesowych – mówi „Rz” prokurator Mariusz Duszyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która w czwartek wszczęła śledztwo. Będzie się ono toczyć pod kątem sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, oraz mieniu w wielkich rozmiarach. To przestępstwo zagrożone karą od roku do 10 lat więzienia.
Już po 13 minutach od zgłoszenia płonęła znaczna część hali oraz dach
Śledztwo przekazano do prowadzenia policjantom z Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku. Szef tej jednostki już powołał grupę operacyjno-dochodzeniową, która, kiedy tylko warunki na to pozwolą, przeprowadzi oględziny spalonego obiektu.
– W grupie są policjanci kryminalni, dochodzeniowo-śledczy, ale również specjaliści z naszego laboratorium kryminalistycznego – mówi nam kom. Karina Kamińska, rzeczniczka prasowa KWP w Gdańsku. – Czekamy na umożliwienie nam wejścia na teren pogorzeliska, co nastąpi po zakończeniu dogaszania ognia, i kiedy biegły z zakresu budownictwa stwierdzi, że prowadzenie czynności wewnątrz hali nie zagraża bezpieczeństwu – wskazuje rzeczniczka. Już teraz prowadzone są oględziny zewnętrzne.