W Warszawie nie ma złudzeń co do szans na zablokowanie budowy gazociągu. Ocenia się je na 25–30 proc. Ale zdaniem naszych rozmówców zaangażowanie w tę sprawę Ameryki zasadniczo poprawiło perspektywy powodzenia polskich starań.
W lipcu na szczycie NATO w Brukseli Donald Trump ostro zaatakował Angelę Merkel za Nord Stream 2. Pytał, jak to możliwe, że Ameryka płaci za obronę Niemiec przed Rosją, a jednocześnie te same Niemcy chcą zapewnić Moskwie dodatkowe środki ze sprzedaży gazu za pośrednictwem nowego gazociągu. Amerykański prezydent oświadczył także, że Niemcy „wpadły w całkowitą zależność" od Kremla. I choć takie stwierdzenie jest dziś przesadą (z Rosji pochodzi nieco ponad jedna trzecia importowanego przez RFN gazu) to do tego może dojść po powstaniu Nord Stream 2. Wówczas wielkość gazu wysyłanego pod Bałtykiem podwoi się do 110 mld m sześc., a jednocześnie Niemcy zamykają kopalnie węgla i elektrownie jądrowe.
Berlin polskie starania w Waszyngtonie w sprawie Nord Stream 2 przyjmuje z irytacją jako przykład złamania europejskiej solidarności. Tym bardziej że pod naciskiem Ameryki nasz kraj de facto popiera wbrew Unii zerwanie umowy o programie atomowym z Iranem (co wiąże się się z blokowaniem współpracy prywatnego biznesu z Irańczykami). Warszawa jest też skłonna do znacznie łagodniejszej niż Niemcy postawy wobec USA w wojnie handlowej przez Atlantyk.
Ale nad Szprewą można usłyszeć, że ewentualne sankcje Ameryki i postawa w tej sprawie Polski mogą mieć odwrotny skutek, wzmacniając niemiecką determinację. – Nie damy się szantażować – mówią nasi rozmówcy. Ale też przyznają, że realizacja projektu, który ma być uruchomiony pod koniec przyszłego roku, wcale nie jest pewna. Ich zdaniem Merkel szuka jeszcze kompromisowego porozumienia z Kijowem i Moskwą gwarantującego utrzymanie tranzytu części gazu przez Ukrainę.
Wbrew prawu Unii
Argumenty prawne wydają się jednak być po polskiej stronie. Obszerna analiza z listopada 2016 r. prestiżowego brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS) wskazuje, że projekt Nord Stream 2 łamie fundamentalne zasady europejskiej polityki energetycznej, w tym tą, że ta sama firma nie może być właścicielem gazociągu i surowca, który jest nim przesyłany, a także tą, która zapewnia swobodny dostęp do rury dla firm trzecich, oraz tą, która stanowi, że stawki za przesył podlegają regulacjom Brukseli. Autorzy wskazują, że przebiegający przez wody terytorialne krajów UE Nord Stream 2 rzecz jasna musi stosować europejskie prawo.
Kongres USA już w ub.r. w odpowiedzi na ingerencję Kremla w wybory prezydenckie upoważnił Biały Dom do nałożenia sankcji na konsorcjum budujące Nord Stream 2. Chodzi nie tylko o niemieckie Wintershall i Uniper, ale także holendersko-brytyjski Shell, francuski Engie oraz austriacki OMV. Zdaniem „Wall Street Journal" Waszyngton skłania się do wprowadzenia restrykcji w nadchodzących tygodniach. Nie jest jasne, czy miałyby one objąć także banki finansujące przedsięwzięcie.