Do zbrodni doszło w marcu ubiegłego roku w małej kawalerce przy ul. Przytyk na warszawskich Bielanach. Mieszkała w niej 32-letna Monika S. razem z niespełna ośmioletnim synkiem Erykiem. Monika S. i jej ośmioletni synek zginęli z rąk byłego partnera kobiety, który wcześniej siedział już za zabójstwo. Ciało kobiety znaleziono dopiero dwa dni po zbrodni. Z Moniką S. próbowała skontaktować się kuratorka, która opiekowała się rodziną. Kiedy nie mogła dostać się do środka, wezwała policję. Ta o pomoc poprosiła straż pożarną. Ratownicy odkryli zwłoki kobiety oraz jej synka. Na miejsce ściągnięto prokuratora. Tymczasem policjanci zaczęli szukać sprawcy podwójnego mordu. Od razu zakładali, że ofiara go znała. – Motyw rabunkowy odpadał. Z tego mieszkania nie było co ukraść. Rodzinie ciężko się żyło. Pomagała jej opieka społeczna – opowiada funkcjonariusz.
Pierwsze podejrzenie padło na Marka U. ojca chłopca, byłego partnera kobiety. Mężczyzna od kilku lat jest w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. W nocy z 7 na 8 grudnia 2007 r. chciał zabić swojego kolegę z osiedla Andrzeja G. – Najpierw razem pili, a potem Marek U. rzucił się na niego z nożem. Ranił go trzy razy w brzuch. Ofiara wciąż żyła, więc ją zrzucił na klatkę z wysokości drugiego piętra – opowiada jeden z policjantów. Andrzej G. przeżył. Jego stan jest bardzo poważny. – Wegetuje jak roślina. W części głowy ma metalową płytkę – dodaje policjant.
Marek U. usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Został aresztowany. W czasie obserwacji psychiatrycznej biegli uznali, że w momencie popełniania zbrodni Marek U. był niepoczytalny. Śledztwo przeciwko niemu zostało umorzone, a sąd orzekł o jego internacji, czyli umieszczeniu w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym, bo na wolności stanowił zagrożenie dla innych. Choć Marek U. był w zamknięciu, wciąż miał kontakt z Moniką S.. wysyłał jej e-maile. Policjanci zadzwonili do ośrodka pod Bydgoszczą, gdzie przebywa. Mężczyzna tam był i raczej nic nie wskazywało, by mógł się uwolnić i zabić byłą partnerkę i syna. Zbrodni nie mogła popełnić też niedoszła ofiara U. – Andrzej G. Jego stan zdrowia był powiem bardzo ciężki. Policjanci pracujący przy sprawie ustalili, że Monika S. miała także innego konkubenta. Wiadomo było, że miał na imię Artur. Ale sąsiedzi pamiętali tylko jego imię i rysopis. Policjanci też zapamiętali takiego mężczyznę.
Był notowany. Dzięki temu znaliśmy nazwisko – mówi policjant. W policyjnych dokumentach była informacja, że Artur Ł. mieszka pod Ciechanowem. Mundurowi pojechali na miejsce, ale Artur Ł. od dawna tam nie mieszkał.
Szukali dalej. Jeden z nich przypomniał sobie o sprawie z alkoholem wypitym w sklepie. W jej aktach znaleziono praski adres Artura Ł. To było mieszkanie jego aktualnej konkubiny. Mundurowi pojechali tam o pierwszej w nocy. Nikt nie chciał im otworzyć. Kiedy zagrozili, że wyważą drzwi, Artur Ł. ustąpił. Powalono go na ziemię, zakuto w kajdanki i zabrano do komendy. Razem z nim konkubinę i kolegę. Tę dwóję zwolniono po przesłuchaniach. Artur Ł. usłyszał zarzut podwójnego zabójstwa.