Marek D. i bohaterowie jego zeznań

Kto kogo powinien się bać? Marek D. polityków, których obciążał, czy oni jego i jego wiedzy, którą nie podzielił się z prokuratorami?

Publikacja: 31.01.2008 04:39

Marek D. i bohaterowie jego zeznań

Foto: Rzeczpospolita

Marek D., szef firmy Larchmont Capital, trzy lata temu poszedł na współpracę z prokuraturą. Zamilkł, kiedy się okazało, że w sprawach, które ujawnił, i jemu postawiono zarzuty. Jak twierdzą jego byli współpracownicy, od prawie dwóch lat bezproduktywnie siedzi w areszcie. Ale Zbigniew Pustelnik, naczelnik katowickiego wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej, która prowadzi przeciwko D. śledztwo, zapewnia, że to jeszcze nie koniec. – Badamy jeszcze kilka wątków. Czekamy na pomoc prawną z zagranicy, od niej uzależniamy w dużej części nasze śledztwo – mówi Pustelnik.

Marek D., kiedy jeszcze mówił, wstrząsał polityczną sceną. Obciążył czołowych polityków SLD, głównie Wiesława Kaczmarka, ministra skarbu w rządzie Leszka Millera, który według niego miał dostać milion dolarów za prywatyzację w 1995 r. Cementowni Ożarów (pieniądze miały zostać przelane na konto Kaczmarka w Szwajcarii) i Browarów Tyskich, a od konsorcjum Rotcha i Łukoilu miał obiecane 7 mln dolarów za przejęcie Rafinerii Gdańskiej. Kaczmarek nazywał zeznania D. bzdurami. Dziś nie odbiera komórki.

Niebezpieczna wiedza D. miała pochodzić od Petera Vogla (jego prawdziwe nazwisko to Piotr Filipowski) z banku Coutts w Zurychu, skazanego w młodości za zabójstwo staruszki. W niejasnych okolicznościach ułaskawił go Aleksander Kwaśniewski, ale i tu nie doszukano się przestępstwa. Tajne konta w Szwajcarii mieli mieć ludzie Kwaśniewskiego: Marek Siwiec, Jacek Piechota, Marek Ungier. Do dzisiaj nie przedstawiono nikomu zarzutów w tej sprawie.

Co ze śledztwem w sprawie kont? – Czekamy na pomoc prawną, reszta to tajemnica postępowania – ucina pytania prok. Pustelnik.

Marek D. mówił również o sponsorowaniu przez zagranicznych biznesmenów prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz o futrze dla jego żony i czeku na 50 tys. zł, jakie miał przekazać na Fundację Porozumienie bez Barier. Pół roku temu katowicka prokuratura umorzyła jednak sprawę futra i czeku, bo nie znaleziono dowodów.

Jedno jest pewne. Marek D. nie mógłby robić swoich kokosowych interesów bez pomocy czołowych polityków, których później, siedząc w areszcie, oskarżał.

Marek D. spędził w aresztach śledczych w Łodzi i na Śląsku trzy lata i cztery miesiące, wysłuchał ośmiu zarzutów i śledztwo znalazło się w martwym punkcie. Wątpliwe jest, by cokolwiek prokuraturze jeszcze powiedział.

– Opowieści lobbysty to nadmuchane balony, które pękają w zderzeniu z rzeczywistością – odpowiadają pomawiani politycy – Opowiadał śledczym, to co chcieli usłyszeć, a on ma bujną wyobraźnię.

A może to Marek D. powinien się bać?

– To nie ten kaliber – stwierdza prokurator Pustelnik.

Na Marku D. ciąży osiem zarzutów (prokuratura nie wyklucza kolejnych), z czego trzy usłyszał już ponad trzy lata temu, do tzw. sprawy Pęczaka i jego mercedesa, który miał być łapówką dla polityka za cenne informacje o prywatyzacjach.

Od ponad roku D. jest już podejrzany o przywłaszczenie ok. 50 mln zł ze swojej firmy Blue Aries (trzy tygodnie temu prokuratura uzupełniła ten zarzut o kolejne 25 mln zł), wydanie tej kwoty (pranie brudnych pieniędzy) i niezapłacenie wraz z żoną ponad 7 tys. zł podatku.

W styczniu tego roku katowicka prokuratura postawiła Markowi D. dwa nowe zarzuty – posługiwania się fałszywym prawem jazdy wystawionym przez państwo, które nie istnieje, oraz udzielenia środka odurzającego osobie trzeciej (dokładnie dwóch skrętów z marihuaną koledze z celi). To jak na kaliber sprawy Marka D. dość marne żniwo.

W tym samym czasie nowe zarzuty – poświadczania nieprawdy w celu uzyskania korzyści majątkowej oraz niegospodarności – usłyszał też bliski współpracownik D., Krzysztof P. Chodzi o wyprowadzanie pieniędzy ze spółek należących do lobbysty.

Markowi D. zarzucono wcześniej m.in. korupcję i pranie pieniędzy. Chodzi m.in. o prywatyzację Cementowni Ożarów i Polskich Hut Stali. P. został aresztowany pod zarzutem korumpowania byłego posła SLD Andrzeja Pęczaka, dwa miesiące po zatrzymaniu Marka D.

Pęczak przesiedział dwa lata w areszcie śledczym i nie przyznał się, że wziął od D. ukrytą łapówkę. – Lobbysta pożyczył mi samochód – upiera się do dziś.

Pęczak wyszedł z aresztu w grudniu 2006 r. Dla prokuratury po dwóch latach milczenia był bezużyteczny.

Wraz z Markiem D. do aresztu trafił jego asystent Krzysztof P. Wspólnie mieli korumpować mercedesem byłego parlamentarzystę Andrzeja Pęczaka.P. także w przeszłości był posłem – Konfederacji Polski Niepodległej. Przez sejmowe salony wszedł do biznesu, miał bezcenne znajomości w kręgach polityków różnych opcji. Po zatrzymaniu asystent i lobbysta widzieli się dopierow sądzie, gdzie nie mogli ze sobą porozmawiać. – Krzysiek bardzo dobrze wie, że mając innego szefa, wyszedłby na wolność po przesłuchaniu, a tak spędził za kratami ponad dwa lata – mówi bliski kolega P.

– Mimo to po wyjściu na wolność ani razu nie powiedział o D. złego słowa.Na wolności P. był tylko 13 miesięcy, bowiem w tym miesiącu prokuratura postawiła mu kolejny zarzut: wyprowadzenie pieniędzy ze spółki należącej do D. Rodzina wpłaciła 100 tys. zł kaucji, a prokuratura jak w każdej sprawie związanej lobbystą zaskarżyła postanowienie sądu. – Choć minęły ponad dwa tygodnie, nie znam jeszcze daty posiedzenia odwoławczego– mówi żona P.

—ma.go.

Marek D. został zatrzymany 26 września 2004 roku na lotnisku w Krakowie. Oficer ABW, który uczestniczył w akcji, twierdzi, że miejsce było przypadkowe. – Właśnie wylądował tam lotniczą taksówką z Portugalii po dłuższym pobycie za granicą. Informację mieliśmy na tyle wcześnie, że spokojnie mogliśmy dotrzeć do Balic – opowiada.

Kłopoty zaczęły się, gdy po wylądowaniu samolotu ktoś ostrzegł D., że czeka na niego ABW. Pilot próbował odlecieć, ale kontrola lotów na to nie pozwoliła.

Na pokład samolotu wszedł mjr Wojciech Barański, ówczesny naczelnik postępowań karnych łódzkiej delegatury, i poinformował D., z jakiego powodu jest zatrzymany. – Miałem wrażenie, że słysząc o zarzutach korupcyjnych, odetchnął – opowiada oficer. – Chyba spodziewał się czegoś innego, może oskarżenia o pranie pieniędzy lub kontakty z obcym wywiadem. Przez całą drogę do Łodzi zachowywał się spokojnie.

Marek D. nie wiedział jeszcze, że prokuratura ma podsłuchy jego rozmów z posłem SLD Andrzejem Pęczakiem, któremu użyczył mercedesa. Liczył, że szybko wytłumaczy, dlaczego zrobił przysługę znajomemu politykowi. – Nie spodziewał się, że po postawieniu zarzutów spędzi w areszcie trzy lata i cztery miesiące, a potem wróci sprawa prania pieniędzy – mówi oficer ABW. Adwokatem D. został uznawany za najlepszego obrońcę w Łodzi, nieżyjący już, Stanisław Owczarek. Chciał uzyskać dla lobbysty zwolnienie z aresztu w zamian za złożenie przez niego zeznań.

—ma. go

Sąd przez 19 dni będzie analizował akta lobbysty, więc już dziś po 14. Marek D. może opuścić areszt. Zapytaliśmy, kto może się obawiać uwolnienia lobbysty.

– Na opuszczeniu aresztu przez lobbystę najbardziej może stracić wymiar sprawiedliwości, bowiem D., tak jak Mazur, może wyjechać z Polski. Zaczęło się od mercedesa, ale z biegiem śledztwa pojawiają się coraz to nowe zarzuty o charakterze aferalnym. Nie udało się posadzić D. na ławie oskarżonych w sprawie prania brudnych pieniędzy, bowiem uzyskanie pomocy prawnej w Szwajcarii i Luksemburgu trwa bardzo długo.

– To Marek D. powinien się bać, bo w trakcie przesłuchań opowiadał z pomocą swoich adwokatów niestworzone historie o wielu osobach. Szkoda, że nie mogę o nich mówić, bo czytałem te bajki w kancelarii tajnej.

– Nie wiem, kto mógłby się bać wyjścia na wolność Marka D. Z niezrozumiałych względów sprawa ciągnie się tak długoi zapewne skończy się w Strasburgu odszkodowaniem dla pana D. Nie poczuwam się płacić za nieudolność prokuratury. W ostatnich dwóch latach w tej sprawie było za dużo polityki, a za mało rzemiosła.

– Pan D. wychodzi z aresztu, choć niewiele w tej sprawie zostało wyjaśnione. Kto się może obawiać jego uwolnienia? Chyba ci, których nie sypnął. Trzeba sprawdzić, do kogo Marek D. zgłosi się po pomoc, gdy będzie już na wolności.

Przebywa w Szwajcarii, potem leci do USA. – Nie ma możliwości rozmowy – mówi jego asystentka Justyna Bielak.Wiesław Kaczmarekbyły minister gospodarkii Skarbu PaństwaNie odbiera telefonów.

Nie chce się wypowiadać w sprawie Marka D. Zapytana o komentarz dotyczący możliwego wyjścia na wolność lobbysty ucięła: – Jestem za granicą i mam głowę zaprzątniętą innymi sprawami.

Marek D., szef firmy Larchmont Capital, trzy lata temu poszedł na współpracę z prokuraturą. Zamilkł, kiedy się okazało, że w sprawach, które ujawnił, i jemu postawiono zarzuty. Jak twierdzą jego byli współpracownicy, od prawie dwóch lat bezproduktywnie siedzi w areszcie. Ale Zbigniew Pustelnik, naczelnik katowickiego wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej, która prowadzi przeciwko D. śledztwo, zapewnia, że to jeszcze nie koniec. – Badamy jeszcze kilka wątków. Czekamy na pomoc prawną z zagranicy, od niej uzależniamy w dużej części nasze śledztwo – mówi Pustelnik.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne