Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało „Założenia dla projektu ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie audiowizualnych usług medialnych” przygotowane przez zespół prof. Tadeusza Kowalskiego. Fakt takiej publikacji trudno traktować inaczej niż jako zachętę do skomentowania zawartych w niej tez. Byłoby wprawdzie lepiej, gdyby doszło do prezentacji kompletnego projektu ustawy, zawierającego również merytoryczne uzasadnienie, ale wreszcie inicjatywę dotyczącą polskiego ustroju medialnego wykazał resort kultury, czyli organ po temu właściwy.
Tym bardziej rozczarowuje wypowiedź przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO Zbigniewa Chlebowskiego, że kiedy gotowy projekt już się pojawi, to trafi do laski marszałkowskiej jako inicjatywa poselska, a nie rządowa. Trudno nie dostrzec w tym zamiaru maksymalnego skrócenia czasu na publiczną debatę o praktycznych skutkach ustawy, a te byłyby dla mediów publicznych opłakane. Może więc chodzić także o to, by polityczną odpowiedzialność dało się łatwiej przypisać posłom niż rządowi.
Wygodniej też rządowi będzie zachować dystans wobec ustawy, jeśli ta miałaby podzielić losy swojej poprzedniczki skutecznie zawetowanej przez prezydenta RP.
Odkąd w czasie ostatniej kampanii wyborczej Donald Tusk rzucił hasło „osłabienia” mediów publicznych, Platforma Obywatelska nie ustaje w wysiłkach, by obietnicę premiera spełnić z nawiązką. Jej kampania propagandowa zniechęcająca do płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego okazała się nader skuteczna. Nawet TVP, w której budżecie większość stanowią wpływy z reklam, już znalazła się w poważnych kłopotach, a część regionalnych spółek radia publicznego – na skraju upadłości. Jeśli Trybunał Konstytucyjny nie zakwestionuje skierowanej doń ustawy o kolejnych zwolnieniach z płacenia abonamentu, pieniędzy będzie jeszcze mniej.
Odkąd w kampanii wyborczej Donald Tusk rzucił hasło „osłabienia” mediów publicznych, PO nie ustaje w wysiłkach, by tę obietnicę spełnić z nawiązką