Czołówki „Dziennika”, „Gazety Wyborczej”, „Polski” i „Rzeczpospolitej” są zgodne jak nigdy. Najważniejszym i najszczęśliwszym wydarzeniem wczorajszego dnia był wybór Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Nie tylko dla Polski, ale i dla całej Europy Wschodniej, która 20 lat temu wyzwoliła się spod jarzma Wielkiego Brata jest to moment historyczny.
Ale do historii przechodzą też momenty smutne. Wczoraj zmarł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów Zbigniew Zapasiewicz. Jeden z ostatnich z panteonu wielkich mistrzów polskiego teatru, który tu na Ziemi, kurczy się w sposób nieubłagany.
Wybór Buzka nie przez wszystkich Polaków bywa doceniany. „Trzeba się więc pożegnać z wizją lansowaną przez niektórych, że Buzek będzie w PE człowiekiem Europy Wschodniej. (…) Ci, którzy uważają, że Buzek coś nam w Brukseli załatwi, mogą się poczuć głęboko rozczarowani” - pisze w „Gazecie Wyborczej” Marcin Wojciechowski. Ale, już na wstępie dodaje „Umniejszanie wagi tego wydarzenia byłoby nie na miejscu”. “Doczekaliśmy się polityka, który nie zrobi nam wstydu — pisze Michał Kobosko w „Dzienniku”. Trudno się z tym nie zgodzić. Tym bardziej pamiętając, że umniejszanie własnych sukcesów to polska specjalność. Bo sukces Buzka mimo wszystko jest też naszym wspólnym.
Jedno jest pewne - o wielu wydarzeniach, którymi żyjemy na co dzień - czy to są polityczne przepychanki pod szyldem sejmowych Komisji, pyskówki posłów Kurskiego lub Niesiołowskiego, czy tańce na lodzie podlakierowanych celebrytów, kolejne festiwale od Opola po Top Trendy, a na mniej lub bardziej udanych meczach reprezentacji Polski w piłce nożnej kończąc - prawie nikt, i to już za kilkanaście lat, nie będzie o nich pamiętał. Tymczasem Jerzy Buzek przeszedł właśnie do historii jako „Pierwszy Polak, który…” Bardziej dumni mogliśmy być tylko w październiku 1978 r. Przyznaje, kaliber zdarzeń nieco inny, co nie zmienia faktu, że zobaczyliśmy wczoraj jak się tworzy historia. Oczywiście złośliwi mogliby dodać do tej listy jeszcze Hermaszewskiego. A mniej złośliwi Danute Hubner, Jerzego Kukuczkę, Mariusza Czerkawskiego czy Marcina Gortata. Tylko po co?
Do beczki miodu dorzućmy też łyżkę dziegciu. W „Gazecie Wyborczej” można dziś przeczytać o tym, że w tym roku dwukrotnie wzrosła liczba skarg na instytucje finansowe. Do końca czerwca do KNF trafiło ich już ponad 5 tys. Stoi to w sprzeczności z codziennych przekazem telewizyjnym szczęśliwych rodzin biorących kredyty hipoteczne, samochodowe czy gotówkowe lub pełnych poczucia pełnego, wewnętrznego bezpieczeństwa po wykupieniu polisy ubezpieczeniowej. Tymczasem rzeczywistość nie dorasta do tych spotów.