Podobny rytuał, tyle, że w stosunku do enigmatycznych katarskich inwestorów, inicjuje nasza prasa. - Czy wpłacone zostaną pieniądze z tytułu kolejnej wpłaty na zakup stoczni w Gdyni i Szczecinie? - pyta niczym sułtan dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".
A wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik, dworską ogładą powodowany, elegancko odpowiada: "Nie mam informacji, żeby pieniądze miały nie wpłynąć. Ale nie mam też takich, które zapewniałyby, ze pieniądze wpłyną."
To się nazywa asekuracja. Pan minister idzie w ślady Gombrowicza i jego słynnej frazy: "Nie jestem ja na tyle szalonym, żebym w Dzisiejszych Czasach co mniemał albo i nie mniemał".
Gombrowicz się kłania Donaldowi Tuskowi, a my dziś będziemy emocjonować się tym, czy kochane pieniążki wpłyną. Niezależnie jednak od tego, czy katarscy inwestorzy okażą się słowni, nie zmieni to zapewne - mającego, dodajmy, podstawy - sceptycyzmu Piotr Zaremby, który w komentarzu na łamach dzisiejszego "Dziennika" pisze tak: "Czekanie na wpłatę tajemniczego katarskiego inwestora mającego uratować polskie stocznie pokazuje groteskowy wymiar tej operacji. Bo wszystko w tej transakcji było od początku trochę dziwne, niejasne, niedopowiedziane."
Zaremba proponuje , żeby cały skomplikowany problem tajemniczych układów z Katarem po prostu odtajnić: "Ja bym wolał posłuchać prowadzonej serio, przy wsparciu ekspertów, dyskusji rządu z opozycją, bo w tej akurat sprawie wszyscy ograniczają się do ogólnikowych haseł".