W „Gazecie Wyborczej” Marcin Bosacki stara się na chłodno podsumować przyczyny decyzji Białego Domu.
„Ogłoszenie decyzji Obamy o tarczy 17 września było wpadką. W jego ekipie, niestety, nie ma nikogo, kto miałby ucho wyczulone na Europę Środkową. Ameryka, także Ameryka Obamy, ma naturalną aroganckim kolosom manierę liczenia się tylko z potężnymi i traktowania całej reszty per noga. Polskie pretensje, byśmy byli traktowani jak Londyn czy Berlin, słusznie Waszyngton śmieszą.
W ocenie tego, co stało się z tarczą, warto na wstępie oddzielić okrzyki polityków od realnego świata. W Polsce niewiele mają wspólnego z rzeczywistością krzyki polityków PO, że nic się nie stało, że Polska nadal ma 'strategiczne partnerstwo' z USA, czy nawet, że w efekcie decyzji Obamy uzyskujemy jakąś 'ekskluzywną pozycję'. Ale jeszcze mniej prawdy jest we wrzaskach opozycji, że 'rząd powinien podać się do dymisji' albo że do decyzji Obamy doprowadziły 'fochy rządu Tuska'.
O co Polsce - i rządowi PiS, i PO, chodziło w sprawie tarczy? O to, by skończyć ze strategicznym podziałem NATO na kategorię A i B na Łabie. O to, by w Polsce i w ogóle w Europie Środkowej powstały twarde amerykańskie instalacje wojskowe. Kaczyńscy chcieli po prostu samej bazy w Redzikowie, Sikorski z Tuskiem upierali się, by ugrać więcej - rakiety Patriot. Trzy tygodnie temu napisałem, że należało brać, co Amerykanie dawali, bo możemy nie mieć nic. Dziś, po rozmowach z ostatnich dni, myślę inaczej. Jestem przekonany, że Obama wycofałby się z tarczy nawet, gdyby rząd PO podpisał umowę z Bushem pół roku wcześniej, ratyfikował i w Redzikowie byłaby już dziura w ziemi (nie wycofałby się, gdyby instalacja była już prawie gotowa, ale na to nie było szans).
W sumie z oceną działań rządu RP wstrzymam się do czasu, aż rozstrzygnie się, czy rację ma minister Sikorski mówiąc, że na pewno dostaniemy uzbrojoną baterię patriotów, najlepiej ze stałą, choć małą, amerykańską bazą.”