W Nowym Warpnie Rzeczpospolita się kończy jak nożem uciął. Kostka brukowa głównej ulicy prowadzi prosto do wód Zalewu Szczecińskiego. A dalej są już Niemcy.
Ale najpierw mija się kościół. Przed nim na placyku maszt z biało-czerwoną flagą. Na końcu dom z tabliczką: "ul. Warszawska".
Burmistrz Władysław Kiraga tłumaczy, że "Warszawska", bo do Nowego Warpna zjechało po wojnie wielu warszawiaków, także powstańców. I że to ku pamięci, bo oni o stolicy wciąż pamiętali. – Tylko Warszawa jakby o nich zapomniała – Kiraga gorzko się uśmiecha. I pokazuje na flagę: – Sami z proboszczem ją osadziliśmy. Żeby było wiadomo, że tu jest Polska.
Poczta to nie tylko czerwone skrzynki
Flaga nabrała szczególnego znaczenia, gdy się okazało, że razem z placówką Poczty Polskiej miał zniknąć z miasteczka ostatni państwowy szyld. Na liście 5 tys. urzędów pocztowych do likwidacji w ramach restrukturyzacji firmy znalazło się także Nowe Warpno. Już w połowie lutego listonosz miał przestać dzwonić do drzwi, a budynek poczty (przed wojną działała tu poczta niemiecka) miał zostać zamknięty. I to z dnia na dzień.
Burmistrz nie ukrywa, że coś w nim wtedy pękło. – Pomyślałem sobie: kurczę, przecież poczta to nie tylko przelewy i czerwone skrzynki na listy. To także symbol naszej państwowej obecności. Polskiego trwania. W obronie Poczty Gdańskiej w 1939 r. ginęli ludzie, a ktoś zza biurka sobie tak szast-prast likwiduje!