Kto pierwszy rozpoczął kampanię wyborczą w kontekście pierwszej rocznicy smoleńskiej? Od tygodnia słyszymy, że uczynił to Jarosław Kaczyński. A może stało się to wcześniej? Może początkiem nowej kampanii była walka z przygotowaniami do obchodów 10 kwietnia? Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz od kilku tygodni budowała nastrój grozy, sugerując, że „polityczni żołnierze PiS" zablokują Krakowskie Przedmieście. Bardzo sprawnie sugerowano, że może dojść do przemocy. Ale czy wstępem do nowej kampanii wyborczej nie była też kampania antywizerunkowa dużej części mediów i Platformy, która wmówiła milionom Polaków, że Kaczyński nienawidzi Ślązaków? Czy w ogóle możemy dzisiaj mówić o kończeniu się kampanii wyborczych? Czy cztery lata między jednym a drugim głosowaniem nie jest żmudnym procesem budowania wizerunku fajnych „swoich" i dyskredytowania przeciwników?

Wróćmy do rocznicy 10 kwietnia. Jeśli dywagujemy o rozpoczęciu kampanii wyborczej, to jak pominąć spory wysiłek, jaki uczyniono, aby podkreślić, które uroczystości smoleńskie są państwowe, a które PiS-owskie? Jak wyabstrahować z tego klimatu liczne wezwania, aby w ogóle nie przywiązywać specjalnej wagi do tej daty. To przecież na łamach „Gazety Wyborczej" padła wyzywająca deklaracja: „dlaczego nie wywieszę flagi po Smoleńsku"...

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl