SA prawomocnie oddalił apelację "SE" od takiego wyroku, wydanego w 2010 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Naczelny "SE" Sławomir Jastrzębowski nie wyklucza kasacji do Sądu Najwyższego, ale wyrok jest do wykonania. Sąd oddalił też wniosek "Inki", by podwyższyć dane jej zadośćuczynienie.
W kwietniu 2009 r. - gdy "Inka" wyszła na wolność i wyjechała do Francji ze swym francuskim mężem - "SE" na pierwszej stronie opublikował zdjęcia zrobione przez policję po jej zatrzymaniu po zabójstwie Dębskiego w 2001 r. "+Inka+ w bieliźnie wyglądała olśniewająco. Nic dziwnego, że tracili dla niej głowę nie tylko gangsterzy" - napisał "SE".
Dodano, że wychowała się ona "w patologicznej rodzinie", "już jako nastolatka przykuwała uwagę mężczyzn" i "trafia w ramiona kolejnych gangsterów". "SE" pytał też, czy "powiązani z mafią politycy mogą odetchnąć z ulgą? Czy mogą być spokojni, że +Inka+ nie ujawni ich ciemnych interesów? Niekoniecznie. Halina G. zdradzała dotąd wszystkich, którzy jej ufali. Czy tym razem będzie inaczej?"
W pozwie o ochronę dóbr osobistych Halina B. wnosiła, by sąd nakazał naczelnemu gazety, wydawcy i autorowi tekstu wypłatę jej 150 tys. zł za naruszenie jej prawa do wizerunku oraz godności. Pozew podkreślał, że powódka nie zgadzała się na upublicznienie zdjęć, a o zgodę nikt jej nie prosił.
Adwokat "Inki" mec. Rafał Maciejczyk mówił w SO, że nie była osobą "powszechnie znaną", a fakt skazania - jego zdaniem - niczego tu nie zmienia. "To było zdjęcie wykonane wyłącznie dla potrzeb policji, które nie powinno wydostać się z akt" - dodawał. "Nie podaliśmy nazwiska +Inki+, a jej oczy na zdjęciach przesłoniliśmy" - bronił się "SE". "Jej ciało było bronią wobec Dębskiego, my pokazaliśmy tę broń" - mówił Jastrzębowski. Pozwani nie ujawnili, skąd mają zdjęcia - powołując się na tajemnicę dziennikarską. Według nich piękna kobieta nie musiała obawiać się zdjęć w bieliźnie. Wnosili o oddalenie powództwa.