2
na świecie
– Wiemy, że pieniądze zostały przelane do Szwajcarii, a potem dalej. Dokąd dokładnie? Nie udało się nam dotąd ustalić – przyznaje jeden ze śledczych.
Prokuratorzy dotarli do dwóch osób powiązanych ze spółką Janet. Jedną z nich był prezes Krzysztof P., który na kilka miesięcy przed zniknięciem panów W. został ich wspólnikiem i prezesem spółki, podczas gdy Adam W. – jej prokurentem.
Drugą z osób związanych z firmą był Filip P. – syn znanej w Warszawie bizneswomen. Jego matka Ewa jest jedną z pierwszych w Polsce kobiet biznesu. Jej firma od lat 90. świadczy usługi prawne, administracyjne oraz finansowo-analityczne. Zajmuje się profesjonalnym doradztwem strategicznym dla firm oraz organizacją ich finansowania, jak również wprowadzaniem firm na giełdę. Poza tym jest w ekskluzywnym klubie kobiet 22, do którego należą panie liczące się w świecie biznesu, polityki, mediów.
– Jej syn Filip był jedyną osobą z otoczenia spółki Janet, która ma wykształcenie wyższe. Adam W. poznał go w fitness clubie – zdradza jeden z policjantów.
Krzysztof P. oraz Filip P. (obaj mają inne nazwiska i nie są ze sobą spokrewnieni) usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Obaj odpowiedzą za złamanie artykułu 286 par. 1 w związku z art. 294 par. 1.
Jak tłumaczy Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej Prokuratury Okręgowej, podejrzani działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, w krótkich odstępach czasu od 16 do 31 grudnia 2009 r. wspólnie z panami W. doprowadzili do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości w kwocie 8 mln 887 tys. 450 euro, co stanowiło równowartość 37 mln zł z firmy Complementos De Escportacion Multi Funkcjonales SA oraz Global Financial Services w Panamie. Ta druga firma straciła 940 tys. euro, czyli 3 mln 854 zł.
– Działając w imieniu spółki Janet, doprowadzili 16 grudnia 2009 roku do zawarcia umowy sprzedaży europejskich pozwoleń emisji CO
2
, zobowiązując się do ich dostarczenia w ciągu 24 godzin. I przyjęli na konto reprezentowanej spółki tytułem przedpłaty pieniądze w łącznej wysokości 14 mln 816 tys. euro. Poza tym 31 grudnia 2009 r. w ramach realizacji wskazanej transakcji w imieniu spółki Janet zawarli umowę kredytu na kwotę 940 tys. euro z firmą Globał Financial Service, a następnie nie dostarczyli wskazanych pozwoleń emisyjnych i nie dokonali zwrotu kwoty kredytu, wprowadzając przedstawicieli obu pokrzywdzonych spółek w błąd co do zamiaru wywiązania się warunków zawartych umów – tłumaczy prok. Ślepokura. Obaj podejrzani nie przyznali się do zarzutów. – Stwierdzili, że nie mieli świadomości, iż uczestniczą w przestępczym procederze – mówi Dariusz Ślepokura. – Obaj potwierdzili, że brali udział w negocjacjach związanych z handlem limitami, ale nie widzieli, że robią coś złego – dodaje.
Zarzuty w tej sprawie usłyszał także Karol S. On odpowie za pranie brudnych pieniędzy. Na rachunek jego firmy wpłynęły bowiem środki od zagranicznych kontrahentów spółki Janet.
Próbowaliśmy skontaktować się z Filipem P. Ciągle nie było go w firmie matki.
W poniedziałek kobieta, która przedstawiła się jako jego pełnomocnik, stwierdziła, że nie będzie on rozmawiał z nami w tej sprawie. Nie chciała się przedstawić. – Tego pani nie musi wiedzieć. Do widzenia – oznajmiła jedynie i odłożyła słuchawkę.
Śledczy wypisali już także zarzuty dla obu panów W. Chcą, by ojciec i syn odpowiedzieli za doprowadzenie dwóch firm: z Hiszpanii i Panamy, do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. A że obaj zapadali się pod ziemię, wydano za nimi europejski nakaz aresztowania. – Bez zatrzymania i przesłuchania obu nie możemy zakończyć sprawy, bo nie znamy ich wyjaśnień – tłumaczy jeden ze śledczych.
Pod koniec czerwca prokuratura zawiesiła postępowanie w tej sprawie. Na razie bezterminowo. Jakie są szanse na złapanie panów W.? – Gdyby to były USA, to szanse byłyby duże, a tak? Tylko przypadek może nam pomóc. Jeśli wrócą do kraju albo będą gdzieś zatrzymywani do kontroli, wtedy zostaną zatrzymani. Ale dopóki mają kasę, będzie to bardzo trudne – mówi policjant pracujący przy sprawie.
Sprawdzać kontrahentów
Eksperci rynku CO
2
podkreślają, że firmy powinny zawierać transakcje z zaufanymi kontrahentami. By zminimalizować ryzyko, powinny sprawdzić partnerów, prosząc ich m.in. o dokumenty założycielskie firmy, statut, sprawdzić skład zarządu i rady nadzorczej.
– Niestety uczestnicy ETS w kontaktach z firmami brokerskimi nie przeprowadzają takich procedur, by nie komplikować całego procesu, co w skrajnych przypadkach kończy się oszustwami – mówi Maciej Gomółka zarządzający polskim rynkiem w Pravda Capital Trading, firmie wyspecjalizowanej w handlu prawami do emisji CO
2
.
Od kiedy został na nowo otworzony wspólny, unijny rejestr uprawnień, czyli od 20 czerwca tego roku, numery seryjne uprawnień zostały ukryte. – To oznacza, że firmy handlujące tymi jednostkami nie mają możliwości sprawdzenia, czy nie kupiły np. jednostek kradzionych. Dla firm nie powinno to stanowić problemu, ponieważ w ten sposób zdjęta zostaje z nich odpowiedzialność za uczestniczenie w transakcjach ukradzionymi pozwoleniami – mówi Gomółka.
Przypomina, że Komisja Europejska wprowadziła takie rozwiązanie w odpowiedzi na kradzieże praw, które miały miejsce na unijnym rynku.
Do tej pory nie ustalono wszystkich odpowiedzialnych za kradzież, jakiej dokonano pod koniec 2010 roku. – Z kont firm hakerzy ukradli uprawnienia do emisji warte według ówczesnych cen 30 mln euro. Zanim odkryto przestępstwo, uprawnienia zmieniły właściciela nawet kilkanaście razy – opowiada Gomółka.
Kradzione uprawnienia prawdopodobnie przechodziły również przez polski rynek, a potem zostały odsprzedane dalej. Polskie firmy nie padły jak dotąd ofiarą takiego procederu.
– Do tej pory nie odnotowaliśmy nieautoryzowanych dostępów czy nieprawidłowości w funkcjonowaniu naszego rejestru uprawnień. Jeżeli miały miejsce jakieś oszustwa zachodzące przy transakcjach między firmami, to nie mieliśmy żadnych sygnałów, aby odbywały się one przy użyciu krajowego rejestru uprawnień – podkreśla Paweł Mzyk.
Oczywiście kusi też VAT
Kradzieże uprawnień z kont przez hakerów to jednak drobiazg w porównaniu ze skalą strat, jakie unijne państwa odnotowały z powodu wyłudzenia VAT w handlu prawami do emisji CO
2
. Wartość handlu tymi prawami szacowana jest na 90 mld euro rocznie. Część transakcji wykonywano jednak tylko po to, by zarobić na odliczeniu VAT.
Przestępcy stosowali odmianę tzw. karuzeli podatkowej. Firma A kupowała prawa do emisji CO
2
za granicą. W związku z tym, że jest to wewnątrzwspólnotowa dostawa usług, transakcja zwolniona jest z podatku VAT. Potem firma A sprzedaje w swoim kraju firmie B prawa do CO
2
. Przy tej transakcji A nalicza VAT zgodnie z lokalną stawką. B występuje o zwrot podatku VAT, a sama sprzedaje uprawnienia do emisji CO
2
za granicę, stosując zerową stawkę VAT.
Ten prosty mechanizm został odkryty przez urzędy skarbowe zbyt późno. Straty w skali państw europejskich szacuje się na 5–9 mld euro, sama Francja oszacowała swoje straty na 1,8 mld euro. Polska była jednak poza centrum tych transakcji, bo nie działa u nas żadna duża giełda handlująca uprawnieniami.
Pierwszym wyrok w procesie o oszustwa podatkowe w handlu prawami do emisji CO
2
wydał sąd w Paryżu. Główny oskarżony Fabrice Sakoun, mieszkający w Izraelu, podobnie jak większość innych nieobecny na rozprawie, otrzymał karę pięciu lat więzienia i grzywnę miliona euro. Czwórka wspólników została skazana na kary od roku do czterech lat więzienia i grzywny od 100 tys. do miliona euro.
Spółki giełdowe rządzą na rynku praw do emisji CO2
Najwięcej uprawnień do emisji dwutlenku węgla tzw. EUA otrzymała Polska Grupa Energetyczna. Z krajowej puli darmowych uprawnień 208,5 mln ton CO
2
na PGE przypada prawie 54 mln ton. Grupa co roku odnotowuje jednak niedobór uprawnień, ponieważ wypuszcza do powietrza więcej gazów, niż wynosi jej limit. W efekcie w ubiegłym roku zabrakło jej 5,9 mln praw do emisji CO
2
, co wycenia ten niedobór na ok. 180 mln zł.
Z kolei Tauron ma co roku nadwyżkę praw do emisji CO
2
. Jak podaje w rocznym sprawozdaniu, na koniec 2011 r. grupa kapitałowa Tauron miała 258 mln zł przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji gazów cieplarnianych.
Choć to energetyka wypuszcza do powietrza najwięcej dwutlenku węgla, jednym z najbardziej aktywnych graczy na tym rynku jest PKN Orlen. Naftowy koncern w 2011 roku sprzedał posiadane nadwyżki uprawnień do emisji CO
2
oraz zawarł terminowe transakcje zakupu uprawnień. Na koniec 2011 roku grupa PKN Orlen zaoszczędziła uprawnienia o wartości niemal 400 mln zł, ponadto posiadała jednostki redukcji emisji (ERU) otrzymane nieodpłatnie w związku ze zrealizowaną w 2008 roku inwestycją na instalacji kwasu azotowego redukującą emisję gazów cieplarnianych. Uprawnienia ERU należące do Orlenu są warte ok. 100 mln zł.
Grupa Lotos, która do niedawna miała nadwyżkę uprawnień do emisji CO
2
, w ostatnim roku już przekroczyła swój limit. Ale spółka znalazła sposób, jak skorzystać na handlu zanieczyszczeniami powietrza. Jako jedno z nielicznych polskich przedsiębiorstw wykorzystała różnice cen między europejskimi jednostkami emisji (EUA) oraz tymi przyznawanymi za granicą (CER) i w ubiegłym roku zawierała transakcje zamiany między tymi jednostkami.
Co to jest ETS?
ETS – czyli system handlu prawami do emisji gazów cieplarnianych – ma zachęcić firmy do obniżenia szkodliwych dla klimatu emisji. Został wprowadzony przez Komisję Europejską w 2005 r. Firmy dostają za darmo limity emisji (EUA) równe jednej tonie CO
2
. System polega na tym, że przedsiębiorstwa emitujące za dużo CO
2
muszą dokupywać uprawnienia, a inne firmy, które ograniczyły emisje, zarabiają na sprzedaży swoich limitów. Uprawnieniami EUA można swobodnie handlować na giełdach, a także zamieniać je na jednostki emisji przyznawane za granicą (CER). Oprócz tego na unijnym rynku funkcjonują jednostki ERU, przyznawane za inwestycje ograniczające emisje gazów cieplarnianych. Systemem EU ETS objętych jest 11,8 tys. przedsiębiorstw z Unii Europejskiej, Islandii, Norwegii i Lichtensteinu. Z Polski jest to obecnie ok. 840 instalacji. Firmy mają roczny limit emisji niespełna 2 mld ton CO
2
, z tego 205 mln przypada na polski rynek.