Tak. Żydzi noszą kapelusze w synagodze i zdarzało się, że Żyd, który zaczynał udawać katolika, zdradzał się, bo nie zdjął go na mszy. Przeciętny Polak dość łatwo rozpoznawał Żyda, a wyspecjalizowani szmalcownicy byli niezwykle skuteczni. W okupowanej Warszawie zasadą było, że utrzymuje się sztywną postawę wobec okupanta. Dlatego Polacy specjalnie dbali o wygląd. Żydzi, którzy byli przeważnie zrezygnowani czy pogrążeni w depresji, często nie przejmowali się tym, by nosić schludne ubranie. W jednym z pamiętników przeczytałem, że szmalcownik poznał Żyda po brudnych butach.
Kim byli szmalcownicy? Charakteryzowali się czymś szczególnym?
Zdecydowanie przeważali wśród nich Polacy, ale byli też Niemcy. Zdarzało się, że Gestapo próbowało do donosów nakłonić Żydów. Proponowano im układ: wypuścimy cię, jeśli będziesz nam wskazywał swoich rodaków. Prawie nikt się na to nie zgadzał. W takiej sytuacji znalazła się moja mama. Dostała się w niemieckie ręce pod Radomiem, dokąd uciekła przed szantażystami. Niemcy obiecywali, że ją puszczą, jeśli będzie z nimi współpracować. Mama się nie zgodziła i trafiła do Auschwitz. Nie znalazłem żadnych związków między szantażowaniem Żydów a przynależnością polityczną albo statusem społecznym. Każdy, kto nie miał sumienia, mógł się parać tym zajęciem.
Którzy Żydzi mieli najmniejsze szanse na przeżycie?
Statystycznie rzecz ujmując, najwięcej zginęło tych Żydów, którzy mówili głównie w jidysz i mieli mało kontaktów z Polakami. Większość Żydów mówiła z rozpoznawalnym akcentem. Oni nie mieli szans na wtopienie się w polski tłum. Dlatego wyginęła cała żydowska biedota, robotnicy, rzemieślnicy.
Jak Żyd, który mieszkał w getcie, mógł znaleźć sobie kryjówkę po drugiej stronie muru?
Dla większości uciekinierów z getta kluczowe znaczenie miały telefony. Niemcy je odłączyli, ale kilka automatów działało do końca i Żydzi dosłownie je oblegali. Mogli obdzwaniać swoich znajomych i organizować sobie kryjówki po aryjskiej stronie. Po ucieczce starali się załatwić pomoc krewnym, przyjaciołom czy towarzyszom partyjnym. W ten sposób wydostała się z getta resztka aktywistów i intelektualistów żydowskich, która nie miała bezpośrednich kontaktów z Polakami. W Polsce na ogół mówi się tylko o pomocy świadczonej Żydom przez Polaków. Byli jednak i Żydzi uchodzący za Polaków, którzy pomagali swoim rodakom. Maurycy Herling-Grudziński, brat Gustawa, przechował aż 500 Żydów w swoim majątku na obecnym Bemowie.
Żyd dzwoni więc do znajomego, zapewnia sobie kryjówkę i co dalej? Jak się wymknąć z getta?
Istniało wiele sposobów. Na początku popularne było przekradanie się przez dachy. Po jakimś czasie ta droga została odcięta. Dopóki przez getto przejeżdżały tramwaje, dopóty ludzie wyskakiwali z nich po aryjskiej stronie. Można też było ukryć się w wozie czy ciężarówce i liczyć na to, że rewizja nie będzie dokładna. Ale najczęściej Żyd dołączał do grupy idącej do pracy poza gettem. Przekupywał jej kierownika, zdejmował opaskę żydowską, po czym oddalał się. Można było przekupić policjantów przy bramie, ale po rozpoczęciu się największej fali ucieczek wyjścia zaczęli obstawiać szmalcownicy i ta droga była zbyt niebezpieczna. Wbrew pozorom ucieczka z getta nie była jednak bardzo trudna.
W takim razie dlaczego tak niewielu Żydów decydowało się na to?
Przede wszystkim, żeby zdobyć się na ucieczkę, trzeba było nie lada odwagi. Nie każdy ją ma. Poza tym ówcześni mieszkańcy getta nie wiedzieli, co się dzieje, albo nie mogli w to uwierzyć. Później uważano, że Niemcy wymordują Żydów, którzy stanowili siłę roboczą, dopiero w ostatniej chwili. Największa fala ucieczek zaczęła się więc dopiero po drugim wysiedleniu, w styczniu 1943 r., które położyło kres tym spekulacjom. Z moich obliczeń wynika, że aż 13 tys. Żydów uciekło w ostatnich trzech miesiącach istnienia getta. Po aryjskiej stronie Warszawy ukrywało się łącznie 28 tys. Żydów.
To dużo?
To dużo, zważywszy na to, że milionowa Warszawa była przeludniona, sterroryzowana i zubożała, a największa fala ucieczek ruszyła bardzo późno.
W takich warunkach nie było łatwo ukryć tak wielu ludzi.
Za ukrywanie Żydów groziła też kara śmierci.
Tak, to też miało znaczenie, choć dla tych, którzy zarabiali na chowaniu Żydów, było to równie niebezpieczne co wiele innych okupacyjnych sposobów zarobkowania. Niemcy karali śmiercią za bardzo wiele tzw. przestępstw. Z moich szacunków wynika, że w Warszawie ukrywało się wielu Żydów, ale również to, że z rąk Polaków zginęło ich tam w tym czasie 3,6 tys., a kolejnych kilka tysięcy wróciło do getta na skutek niemieckiego terroru, działalności szmalcowników i antysemitów. Obie te liczby są ważne.
Żydzi uciekają więc z getta do swoich znajomych i ukrywają się u nich. Gdzie są w tym wszystkim organizacje, które im pomagały?
Rola organizacji pomagających Żydom jest w Polsce przeceniana. Mówi się przede wszystkim o Żegocie, a największą pomoc niosły organizacje żydowskie: Bund i przede wszystkim Żydowski Komitet Narodowy, który miał aż 5 tys. podopiecznych. Bund i ŻKN były finansowane z żydowskich pieniędzy, a rząd londyński popierał tylko Żegotę, która miała 3 tys. podopiecznych w Warszawie. Żydowskie organizacje przekazały 310 tys. dol. dla Bundu i ŻKN, natomiast rząd londyński w tym czasie wspomógł Żegotę 180 tys. dol.
Mówi pan o finansowaniu, ale to, za czyje pieniądze działacze Żegoty ratowali Żydów, nie ma chyba wielkiego znaczenia.
Rzeczywiście. Chodzi o to, że kiedy pod koniec 1942 r. Żegota rozpoczynała działalność, sieć kryjówek i kontaktów, całe to utworzone oddolnie „utajone miasto" już w Warszawie działało i było w nie zaangażowanych kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Działalność Żegoty, oczywiście potrzebna i szlachetna, sprowadzała się na ogół do zapomóg finansowych i wyrabiania fałszywych dokumentów. Żegota była wierzchołkiem góry lodowej, a ta góra powstała bez jej udziału. Zdecydowana większość kryjówek była wyszukiwana za pośrednictwem prywatnych kontaktów. Na ogół były to mieszkania ludzi, którzy nie działali w żadnej konspiracyjnej organizacji. Po prostu pomagali Żydom z dobrego serca albo dlatego, że znali ich sprzed wojny. Żołnierze polskiego podziemia mieli zalecenie, żeby nie angażować się w pomoc Żydom, bo to narażało całą siatkę konspiracyjną na niebezpieczeństwa. Te dwa podziemia działały więc równolegle.
Jak można opisać grupę tych 70–90 tys. osób, które pomagały Żydom. Kim byli ci ludzie?
Na te 7–9 proc. ludności miasta składają się wszyscy, którzy uczestniczyli w sieci powiązań – Polacy, Żydzi, pojedynczy Niemcy. Nie da się opracować profilu człowieka, który decydował się pomóc. Przeważała inteligencja, ale to prawdopodobnie dlatego, że miała więcej prywatnych kontaktów z Żydami. To do niej częściej zgłaszano się po pomoc. Wśród ludzi ukrywających Żydów znalazłem między innymi narkomankę, folksdojcza, prostytutkę czy zawodowego złodzieja. Natknąłem się też na właściciela majątku w podwarszawskiej Radości, którego żona pomagała Żydom, a on, kiedy się o tym dowiedział, wydał ich na śmierć. W jednej rodzinie mogli się znaleźć ludzie prezentujący skrajnie różne postawy. Pozycja społeczna, zawód, status majątkowy nie odgrywały tu większej roli.
Czy można rozciągać dane z Warszawy na całą okupowaną Polskę?
Raczej nie. Warszawa była specyficznym miejscem, gdzie stosunkowo wielu Polaków miało kontakt z Żydami, a odsetek inteligencji był znaczny.
Śledzi pan dyskusję na temat postaw Polaków podczas Holocaustu? Wyniki pańskich badań są cytowane przez obydwie strony sporu.
Umyka nam to, co najważniejsze. Rozmowa na ogół nie dotyczy Żydów, tylko postaw Polaków. Żydzi utrzymywali ze swoimi rodakami, Polakami i Niemcami stosunki na szczeblu osobistym, a nie społecznym. Ani szmalcownicy, ani ci, do których Żydzi zgłaszali się po pomoc, nie są grupą reprezentatywną dla całego narodu.
Jako naukowiec uważam, że narodów nie można oceniać w kategoriach moralnych. Ludzie są różni. Można oceniać partie polityczne po programach, konkretnych ludzi po uczynkach, ale nie można oceniać narodu jako całości. Niestety rozmowa w Polsce toczy się na dwóch biegunach. Można być albo „obrońcą", albo „krytykiem" polskiego narodu. Wolałbym uniknąć takiego zaszufladkowania.
Gunnar Paulsson jest brytyjskim historykiem. Doktoryzował się na Uniwersytecie w Oxfordzie. Wykłada w Oxford Centre for Hebrew and Jewish Studies. Jest autorem m.in. wielokrotnie nagradzanej książki „Utajone miasto. Żydzi po aryjskiej stronie Warszawy".
Maj 2012