Najdłuższa noc wicepremiera. Ucieczka Mikołajczyka

Na to wesele od pół roku czekała cała Krobia. Honorowym gościem na ślubie Jana Olejniczaka, prezesa Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” w Wielkopolsce, miał być sam Stanisław Mikołajczyk.

Publikacja: 20.10.2012 01:01

Najdłuższa noc wicepremiera. Ucieczka Mikołajczyka

Foto: Rzeczpospolita

65 lat temu, 20 października 1947 roku, przywódca PSL Stanisław Mikołajczyk potajemnie opuścił Polskę. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Datę ślubu ustalono na koniec października 1947 r. Na dwa tygodnie przedtem Jan Olejniczak wybrał się do Warszawy, po rady i instrukcje dla poznańskich „Wici”. Mikołajczyk zaprosił go do domu na kolację. Po długiej rozmowie, już w drzwiach, Olejniczak przypomniał mu o swoim zaproszeniu. „Bardzo chciałbym być na waszym weselu. Przyjadę, chyba że zajdzie coś nieprzewidzianego” – odpowiedział prezes PSL. – I zrobił coś w stronę uśmiechu. Ale wyszedł z tego jakby grymas – wspomina Olejniczak.

Na trzy dni przed ślubem gruchnęła wiadomość, że Stanisław Mikołajczyk – prezes PSL i do niedawna wicepremier Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej – potajemnie opuścił kraj.

– Kiedy udało mu się wyjechać, kamień spadł mi z serca. Powiedziałem sobie: chwała Bogu. Zrobił się w Wielkopolsce wielki płacz i żal. Ale cieszyliśmy się, że udało mu się uciec. Było jasne, że go tu wykończą – podkreśla.

Dwudziestego października 1947 r. dzienniki – w których próżno by szukać wzmianki o terrorze wobec PSL – donosiły, że w Katowicach trwa narada przodujących górników z udziałem Wincentego Pstrowskiego. Do Warszawy sprowadzono 28 francuskich autobusów marki Chausson, a polska reprezentacja piłkarska poniosła klęskę, przegrywając w Belgradzie z Jugosławią 1:7. Ostatni żyjący z garstki posłów PSL, którzy dostali się do Sejmu po sfałszowanych wyborach w lutym 1947 r., Stanisław Laskowski, uczestniczył tego dnia w zebraniu klubu poselskiego i Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL w gmachu Stronnictwa w Al. Jerozolimskich.

Na kongresie PSL Mikołajczyka, przyjmowanego owacjami prawie 1200 delegatów, reprezentujących niemal 600 tys. członków stronnictwa, wybrało na prezesa partii przez aklamację

– Prezes wygłosił jak zwykle mocne przemówienie. Wzywał do wytrwania, pracy, walki. Około drugiej ogłosił przerwę. Potem na chwilę zatrzymał się jeszcze w kuluarach. Wtedy widziałem go po raz ostatni. Kiedy nie wrócił na obrady, zapanowała dezorientacja. I po prostu się rozeszliśmy, bez uchwał i formalnego zamknięcia zebrania – wspomina Laskowski i dodaje: – Jego ucieczka była dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Nie brałem jej w ogóle pod uwagę. Wśród posłów i działaczy przeważały opinie negatywne. Część się cieszyła, że ocalał i że będzie mógł jeszcze coś zrobić dla kraju za granicą. Inni uważali, że powinien zostać z nami do końca, nawet licząc się z ostatecznymi konsekwencjami. Zdarzały się nawet głosy, że dla kraju byłoby najlepiej, gdyby został męczennikiem.

Znowu możemy żyć

Jak stwierdza w swojej wspomnieniowej książce „Gwałt na Polsce” – nie wierzył, by jego śmierć z rąk komunistycznej władzy mogła na cokolwiek się przydać. O zmroku, o wpół do siódmej wieczorem, na jednej z warszawskich ulic – być może była to Nowogrodzka, na zapleczu siedziby PSL – wspiął się na skrzynię samochodu ciężarowego należącego do ambasady brytyjskiej i przecisnął do specjalnie przygotowanej dla niego kryjówki. Była to, jak wspominał, najtrudniejsza decyzja w jego życiu. Ciężarówka wyruszyła w daleką drogę do Gdyni.

Ta długa, zimna, jesienna noc, musiała być jedną z najcięższych w życiu Stanisława Mikołajczyka. Pełną napięcia (ciężarówkę dziewięciokrotnie zatrzymywano na punktach kontrolnych, a kilkakrotnie trzeba było wymieniać przebite opony) a przede wszystkim goryczy. Oto były premier rządu RP w Londynie, znający osobiście wszystkich dawnych i obecnych przywódców Wielkiej Trójki, mąż stanu, w którym widziano następcę Witosa, ukryty między meblami angielskiego konsula samotnie opuszcza kraj. Jego koncepcja polityczna poniosła klęskę. Rachuby, że będzie można dogadać się z Rosją i PPR i w zamian za ograniczenie suwerenności kraju i rezygnację z dawnych granic, uchronić Polskę od całkowitego skomunizowania – zawiodły.

Niewiele ponad dwa lata wcześniej, w czerwcu 1945 r., gdy jego samolot wylądował na Okęciu i na ulicach Warszawy witały go wiwatujące, uszczęśliwione tłumy. Choć przyleciał z Moskwy rosyjskim transportowcem, widziano w nim męża opatrznościowego, który wie, jak uwolnić Polskę z narzuconego jej jarzma i potrafi tego dokonać. W Krakowie rozentuzjazmowani ludzie unieśli na ramionach samochód, którym jechał. Jedną z kobiet przewrócono przy tym w ścisku. Ale ona zawołała do niego: „to nic, to nic. Pan wrócił, więc znowu możemy żyć.”

Kawaler jałtański czy mąż opatrznościowy

Długa była droga Stanisława Mikołajczyka do najwyższych politycznych i państwowych godności, do tryumfu w pierwszych dniach po powrocie do kraju – i do samotnej nocnej ucieczki. Urodził się w Westfalii, dokąd jego ojciec, chłop spod Krotoszyna, wyjechał za chlebem. W 1922 r. wstąpił do PSL Piast, w 1930 r. był już posłem. Pod koniec lat trzydziestych zaliczano do liderów ruchu ludowego. Zmobilizowany we wrześniu 1939 r. i internowany na Węgrzech przedostał się do Francji. Od 1940 r. był wicepremierem w rządzie generała Sikorskiego, a po jego śmierci w Gibraltarze, objął tekę premiera. Elitom polskiego Londynu, zawodowym dyplomatom i oficerom, trudno było się pogodzić z wyniesieniem znanego z nienawiści do sanacji dawnego organizatora strajków chłopskich i samouka – po czterech klasach w Westfalii i paru miesiącach szkoły rolniczej – do roli jednej z pierwszych osób w państwie. „Mały, krępy, łysy, był typowym okazem polskiego chłopa (...) Zacięte, małe usta. skupiony, zamknięty w sobie wyraz twarzy zdradzały człowieka o wielkim uporze, zaciętości i woli.” – wspomina w „Kurierze z Warszawy” Jan Nowak-Jeziorański. W okresie, gdy by był premierem, od lipca 1943 do listopada 1944 r., uważał za konieczne, nawet za cenę ustępstw terytorialnych, ułożenie się ze Stalinem. Jesienią 1944 r. gdy wyszło na jaw, że zachodni alianci już grubo wcześniej, na konferencji w Teheranie, zgodzili się na aneksję przez ZSRR ziem polskich aż po Bug, podał się do dymisji. Ale nawet ten polityczny krach, nie zachwiał w nim przeświadczenia, że jedyną szansą ocalenia Polski jest kompromis.

Wzywał do wytrwania, pracy, walki. Około drugiej ogłosił przerwę. Potem na chwilę zatrzymał się jeszcze w kuluarach. Wtedy widziałem go po raz ostatni.

Stanowisko Wielkiej Trójki w sprawach polskich przyjęte w Poczdamie przewidywało uzupełnienie lubelskiego rządu tymczasowego „demokratycznymi działaczami z emigracji”. Były premier i niektórzy członkowie jego dawnego rządu zdecydowali się pojechać na „konsultacje” do Moskwy. W kilka dni później Mikołajczyk, już jako wicepremier Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, odleciał do Warszawy. Uznany w Londynie za zdrajcę, nazwany przez emigracyjną prasę kawalerem jałtańskim – nie mógł być pewny przyjęcia, jakie czeka go w Polsce. Ale już pierwsze dni pokazały, że dla Polaków w kraju jest symbolem ciągłości suwerennej Rzeczypospolitej.

Leć pan do Churchilla

W styczniu 1946 r. w sali Romy w Warszawie zebrało się na kongresie PSL prawie 1200 delegatów, reprezentujących niemal 600 tys. członków stronnictwa. Mikołajczyka, przyjmowanego owacjami, wybrano na prezesa partii przez aklamację. Podczas przemówień zaproszonych przywódców PPR panowała wroga cisza przerywana demonstracyjnym pokasływaniem. Między komunistyczną władzą a PSL zaczynała się otwarta już wojna. Tę wojnę – w której przeciwnik działał z fanatycznym przekonaniem, że cel uświęca środki – Mikołajczyk musiał przegrać.

Jeszcze wiosną 1946 r. na meczu Partizan Belgrad – Legia Warszawa widzowie urządzili spontaniczną owację na cześć Mikołajczyka. Ale była to już ostatnia taka manifestacja.

Na posiedzeniach rządu, w którym zakres władzy Mikołajczyka (pełnił także funkcję ministra rolnictwa) i dwóch pozostałych ministrów z PSL były drastycznie ograniczane stale dochodziło do scysji. Podczas jednej z nich Władysław Gomułka – również wicepremier TRJN, I sekretarz PPR i zawzięty wróg osobisty Mikołajczyka – rzucił pod jego adresem: „leć pan na skargę do Churchilla”. Jak pisze w swej książce „Stanisław Mikołajczyk, czyli klęska realisty” Andrzej Paczkowski „żaden znany dokument nie wskazuje, żeby komuniści choć przez moment mieli zamiar uznać Mikołajczyka i PSL za partnera koalicyjnego”.

Po sfałszowanych wyborach zimą 1947 r. los stronnictwa i jego przywódcy był już przesądzony.

Pomimo to Mikołajczyk najprawdopodobniej jeszcze w lecie 1947 r. nie myślał poważnie o ucieczce. Być może aż do 24 września, gdy w czołówce „Gazety Ludowej”, ukazał się lakoniczny komunikat „Mikołaj Petkow został powieszony we wtorek w nocy o godz. 0.15. Stracenie Petkowa odbyło się na podwórzu więzienia w Sofii”. Skazany kilka tygodni wcześniej na śmierć Petkow był przywódcą bułgarskiej partii chłopskiej. Było zupełnie jasne, że następnym na tej liście będzie Mikołajczyk.

„Baltavia” wychodzi w morze

Jak wspomina, 8 października uzyskał z dwóch niezależnych i „całkowicie pewnych źródeł” informację, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które miało odbyć się 21 października, zostanie pozbawiony immunitetu poselskiego i aresztowany. Groźba uwięzienia zawisła też nad Wincentym Bryją, skarbnikiem PSL, Kazimierzem Bagińskim, niedawno sądzonym w procesie 16 przywódców Polski Podziemnej w Moskwie, oraz Stefanem Korbońskim, ostatnim, w 1945 r., Delegatem Rządu na Kraj. W piątek 17 października przed szóstą po południu prezes PSL poprosił przez kuriera o spotkanie z przedstawicielem ambasady amerykańskiej. Amerykanie – jak podkreślił w swoim raporcie ówczesny ambasador Stanton Griffis – zaoferowali pomoc w ucieczce, poczuwając się do odpowiedzialności moralnej za powrót Mikołajczyka do Polski. Zgadzali się jednak na ewakuację samego tylko prezesa PSL. Mikołajczyk, którego żona i syn pozostali w Londynie, musiał rozstać się ze swoją sekretarką i ówczesną towarzyszką życia Marią Hulewiczową, której obiecano pomoc, pod warunkiem że uda się jej samodzielnie dotrzeć do Pragi. Ucieczka Hulewiczowej, Bryi i sekretarza Mikołajczyka, Mieczysława Dąbrowskiego, nie udała się, wszystkich troje schwytano w Czechosłowacji. Hulewiczową skazano na siedem lat więzienia. Przez Czechosłowację udało się przedrzeć na Zachód Kazimierzowi Bagińskiemu z żoną, a przez Gdynię małżeństwu Korbońskich.

Jak wspomina Korboński („W imieniu Kremla”), który jeszcze na początku listopada ukrywał się na Wybrzeżu, po ucieczce Mikołajczyka UB ogarnęło prawdziwe szaleństwo, a kutry patrolowe kontrolowały na morzu nawet najmniejsze łódki rybackie. Zachował się też dokument, z którego wynika, że władze bezpieczeństwa robiły wszystko by dopaść zbiega, a później przynajmniej wyjaśnić, jak doszło do ucieczki. Jak jednak Mikołajczykowi, jednemu z najpilniej śledzonych ludzi w kraju, udało się zmylić swoich opiekunów? Czy rzeczywiście UB nic o ucieczce nie wiedziało? Byli funkcjonariusze bezpieczeństwa przez lata twierdzili, że ewakuację prezesa PSL przeprowadzono za wiedzą i zgodą ścisłego kierownictwa MBP. W ich relacjach miałaby to być tajna operacja UB – zwycięska gra operacyjna z zachodnimi wywiadami – w wyniku której udało się uniknąć procesu Mikołajczyka. Przywódcę opozycji, który w roli męczennika byłby kłopotliwy, można było dzięki temu przedstawiać jako zbiega, który zdradził kraj i opuścił swoich zwolenników.

– Nie potwierdzają tej wersji żadne dokumenty. Zakłada ona, że ówczesna bezpieka była wszechwiedząca i wszechwładna. A przecież wielu poszukiwanym ludziom udało się w tym okresie uciec za granicę lub całymi latami się ukrywać – podkreśla Andrzej Paczkowski i dodaje – nie można inwigilacji Mikołajczyka, porównywać np. z sytuacją Jacka Kuronia w latach 70.

Była jeszcze noc, gdy o wpół do czwartej rano 21 października wioząca go ciężarówka dotarła – z płonącą oponą, bo nie chciano tracić czasu na kolejną wymianę koła – do domu szefa przedstawicielstwa morskiej firmy przewozowej Moore-McCormack, dyrektora Davisa. Po odpoczynku i śniadaniu Davis zawiózł prezesa PSL do portu, pod burtę brytyjskiego frachtowca „Baltavia”. Udało mu się odwrócić uwagę strażnika, dzięki czemu Mikołajczyk bez problemów wszedł na pokład. Na statku czekała na niego specjalna „kabina dla chorych”. O wpół do dziesiątej „Baltavia” wyszła z portu, a w południe bez przeszkód opuściła polskie wody terytorialne.

Stanisław Mikołajczyk, „Gwałt na Polsce”Jan Nowak-Jeziorański, „Kurier z Warszawy”Andrzej Paczkowski, „Stanisław Mikołajczyk, czyli klęska realisty”Stefan Korboński, „W imieniu Kremla”Zeszyty Historyczne nr 74 (1985) – Ucieczka Mikołajczyka. Dokumenty

Listopad 2007

65 lat temu, 20 października 1947 roku, przywódca PSL Stanisław Mikołajczyk potajemnie opuścił Polskę. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Datę ślubu ustalono na koniec października 1947 r. Na dwa tygodnie przedtem Jan Olejniczak wybrał się do Warszawy, po rady i instrukcje dla poznańskich „Wici”. Mikołajczyk zaprosił go do domu na kolację. Po długiej rozmowie, już w drzwiach, Olejniczak przypomniał mu o swoim zaproszeniu. „Bardzo chciałbym być na waszym weselu. Przyjadę, chyba że zajdzie coś nieprzewidzianego” – odpowiedział prezes PSL. – I zrobił coś w stronę uśmiechu. Ale wyszedł z tego jakby grymas – wspomina Olejniczak.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej