Były członek tej Komisji, a zarazem człowiek, który z ramienia Biura Politycznego od 1944 r. , sprawował bezpośredni nadzór nad działalnością organów bezpieczeństwa, Jakub Berman, stwierdził, że decyzje tej Komisji były obowiązującym rozkazem, który nie miał prawa być nie wykonany. Dał on między innymi bardzo drastyczny przykład, do którego jeszcze powrócę, z aresztem Anny Duracz stwierdzając, iż musiał się tej decyzji podporządkować, mimo przeświadczenia o jej niewinności, a następnie, że zwolnienie jej nastąpiło dopiero wtedy, gdy zapadła odnośna uchwała Komisji. Podał on zresztą i inne przykłady, gdy wbrew jak twierdzi, własnemu przekonaniu wykonywał poszczególne wiążące dyrektywy Komisji, i gdy jak w wypadku np. z Marianem Spychalskim, zlecał innym - mnie i Romkowskiemu - ich wykonanie.
Słyszał te zeznania Jakuba Bermana, Sąd. Podobnie, jak zeznania drugiego członka tej Komisji (b. ministra BP, St. Radkiewicza) . Obaj wymienieni świadkowie wręcz stwierdzili, że o aresztach członków Partii, na szczeblu centralnym decydowali, już to odpowiedni członek sekretariatu KC już to Komisja do spraw bezpieczeństwa, zaś w województwie - I Sekretarz KW. Szczegółowo to wyjaśnił św. J. Berman (p. str. II/ 49--50 stenogramu 1. dnia rozprawy) . Tenże świadek stwierdza, że analogicznie było ze zwolnieniami osób, o których aresztowaniu decydowała odnośna instancja Partii. Prawda, że od zarzutu rozpracowywania przeze mnie lub z mego polecenia poszczególnych ogniw Partii, Generalna Prokuratura odstąpiła (o formie tego odstąpienia od tego zarzutu, jak zresztą o "podstawach", na jakich się oparła przy jego wysuwaniu, mówiłem obszernie na rozprawie) . Ale pozostał przecież generalny problem - problem-zarzut dokonywania aresztów. A tę kwestię ujmowały w sposób obowiązujący mnie, ujmowały w formie wiążących przepisów służbowych wspomniane statuty-instrukcje, wprowadzone w życie rozkazami Ministra BP. Działałem w ramach tych przepisów służbowych i zgodnie z nimi. Wszyst Kie osoby osadzone w więzieniu i objęte śledztwem prowadzonym przez podległe mi jednostki MBP zostały aresztowane, były przetrzymywane w areszcie, albo z rozkazu, albo za zgodą tzw. Komisji ds. bezpieczeństwa Biura Politycznego PZPR, w skład której między innymi wchodził mój bezpośredni zwierzchnik służbowy i wojskowy -- gen. dywizji Stanisław Radkiewicz.
Sąd Wojewódzki uważa, że Komisja ta bez względu na jej skład osobowy nie była służbowym przełożonym moim i moich współtowarzyszy z ławy oskarżonych, w rozumieniu art. 81/ 74 KKWP (str. 87 motywów wyroku)
Jak wiadomo (wykazało to śledztwo i rozprawa) w skład tej komisji wchodzili: ówczesny prezydent RP -Przewodniczący Rady Państwa, a zarazem Najwyższy Zwierzchnik Sił Zbrojnych - t. Bolesław Bierut, dwaj wicepremierzy Rządu PRL Hilary Minc i Jakub Berman oraz Minister Bezpieczeństwea Publicznego - gen. St. Radkiewicz. Jeśli na chwilę nawet założyć absurdalną tezę, że poza St. Radkiewiczem, wszystkie wspomniane osoby były osobami postronnymi, to przecież gen. St. Radkiewicz, Minister Bezpieczeństwa Publicznego chyba był moim zwierzchnikiem. Wszelkie decyzje tej Komisji zapadały przy jego bezpośrednim udziale. On mi o nich z reguły komunikował, względnie dowiadywałem się o nich w jego obecności, a w każdym wypadku o wykonaniu tych rozkazów czy poleceń obowiązany byłem jemu meldować. Przeto pytam: czy miałem obowiązek wykonywania jego rozkazów czy nie?