Jakie były pana odczucia, kiedy 16 października 1978 roku na papieża został wybrany Karol Wojtyła? Co w pana życie prywatne wniósł ten fakt?
Czesław Miłosz:
Moim pierwszym odczuciem, kiedy się dowiedziałem, było, że nareszcie w XX wieku, po ciągłym triumfie zła, raz się zdarza triumf cnoty, ja tak to po prostu określiłbym. Jest to cnota nagrodzona. Nie mówię w tym miejscu o cnocie osoby, która została wybrana, nie tylko o to mi chodzi, ale też o znaczenie ogólne. Cnotę symbolizuje mi ten wybór, zarówno ze strony konklawe, jak i ze strony tego Kościoła, który tę postać wydał. Pod każdym względem to wygląda na triumf cnoty albo działalność Ducha Świętego. W każdym razie w XX wieku mało jest takich wydarzeń, gdzie raptem dobro okazuje się triumfujące.
Czy wybór ten wpłynął na moje życie osobiste, zawodowe? Na pewno tak. To znaczy, że ja jako wykładowca literatury polskiej ciągle mam do czynienia z jakimś rodzajem niedowierzania ?ze strony publiczności studenckiej i ogólnie, amerykańskiej, jeśli chodzi ?o naszą część Europy. Niedowierzanie objawiane w ten sposób, że odkrywają oni z najwyższym zdziwieniem rozmaite walory kulturalne w takim kraju jak Polska, w polskiej literaturze, sztuce... Naturalny więc był w ciągu wielu lat mego życia na Zachodzie mój sprzeciw: wiedziałem, że jest dostatecznie dużo wartości w tamtej, naszej, części Europy, żeby kiedyś wypłynęły na skalę naprawdę światową. Bo chociaż występują tam częste prowincjonalizmy, to są i wartości bardzo uniwersalne. Powiedzmy więc, że wybór papieża, Polaka na papieża ma w tym swoją wagę i to daje osobistą satysfakcję.
Poza tym myślę, że wybór Polaka na papieża nie byłby możliwy, gdyby w katolicyzmie polskim nie nastąpiły bardzo duże zmiany w porównaniu z czasem przedwojennym.