Mieszkaniec Krakowa, któremu znajomy był winien 60 tys. zł szukał osoby, która pomoże odzyskać mu te pieniądze. Tak mężczyzna trafił w internecie na ofertę Przemysława L. Panowie umówili się, porozmawiali i wierzyciel postanowił skorzystać z pomocy mężczyzny.
Przemysław L. rozpoczął poszukiwania dłużnika. – Podpisał też umowę pożyczki na 100 tys. zł ze zleceniodawcą. To miała być gwarancja dla tego drugiego, że w razie odzyskania pieniędzy od dłużnika Przemysław L. odda je – opowiada Janusz Hnatko, z krakowskiej Prokuratury Okręgowej.
Na poczet kosztów odzyskania długu Przemysław L zażądał pieniędzy. Dostał 4,5 tys. złotych. Przez wiele tygodni nie udało mu się odzyskać pieniędzy, ale miał koszty, dlatego poprosił zleceniodawcę o kolejne pieniądze. – Ten postanowił sprzedać samochód, którego wraz z matką był współwłaścicielem. Okazało się, że na umowie sprzedaży podpisał się Przemysław L. – mówi prok. Hnatko.
Windykator domagał się dalszych pieniędzy na pokrycie kosztów poszukiwań dłużnika. Zleceniodawca odmówił. - Nie mam pieniędzy - tłumaczył. Wtedy Przemysław L. zagroził, że go zabije, jeśli nie dostanie pieniędzy. Mężczyzna bał się o życie dlatego przekazał L. 4, 4 tys. zł . – Więcej nie mam. Poza tym moja dziewczyna zaczyna coś podejrzewać – powiedział.
- Jeśli ona stanowi przeszkodę to należy się jej pozbyć – odrzekł Przemysław L. i kiedy zaczął straszyć zleceniodawcę mężczyzna wraz z dziewczyną powiadomił policję.