Na pół godziny przed rozpoczęciem sobotniej konwencji PiS w Dzienniku Ustaw pojawiło się zarządzenie marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego wyznaczające wybory prezydenckie na 10 maja.
Oznacza to, że koszt okazałej imprezy inaugurującej kampanię Andrzeja Dudy będzie się wliczał do limitu wydatków na kampanię, a zorganizowana dzień wcześniej Rada Krajowa PO, na której poparto prezydenta Bronisława Komorowskiego, nie.
– To małostkowa złośliwość – komentowano w kuluarach konwencji opozycji. Podobnie odebrano wykupienie przez rządzących domeny z hasłem ogłoszonym przez Dudę: „Przyszłość ma na imię Polska".
Ale nastroje i tak dopisywały. Powszechne było przekonanie, że udany start kampanii Dudy wyprowadził z równowagi rywali. Bo sztabowcom PiS udało się doprowadzić do zderzenia wizerunkowego obu imprez. A to wypada na ich korzyść.
Rozmach inauguracji Dudy dorównuje bowiem największym wydarzeniom organizowanym przez PO, m.in. dziesięcioleciu partii z czerwca 2011 r. w sopockiej Ergo Arenie. W PiS chętniej używa się jednak innego porównania.
– Od 12 lat biorę udział w kampaniach PiS. Jedyną konwencją, która może mierzyć się rozmachem z tą, była inauguracja kampanii Lecha Kaczyńskiego. Wtedy kampania zakończyła się sukcesem – przypomina zastępca rzecznika PiS Krzysztof Łapiński.
Autor tamtego widowiska, były rzecznik PiS Adam Bielan, był na sali z innym liderem Polski Razem Jarosławem Gowinem. Obaj w kuluarowych rozmowach chwalili pomysły obecnego rzecznika Marcina Mastalerka.