Wbrew modzie i zachwytom większość prelegentów była krytyczna wobec tego filmu.
Helena Datner z ŻIH przekonywała, że film ten jest w pewnym sensie antysemicki. Zawiera bowiem szkodliwe antysemickie klisze żydokomunistki, która popełnia samobójstwo. Druga bohaterka zaś porzuca żydostwo i zostaje chrześcijanką.
Z pozycji feministycznych film skrytykowała Kinga Dunin, która też oburzała się na postać ciotki Idy, do której samobójstwa miały się przyczynić wyrzuty sumienia z powodu porzucenia dziecka. Samobójstwo Wandy Gruz miało wynikać z tego, że nie spełniła ona społecznie zakorzenionego ideału dobrej matki, poszła walczyć, a synka zabili Polacy.
Agnieszka Graff uznała obraz za polityczny, za swoistą odpowiedź na traumę, jaką w Polakach wywołać miała książka Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi". Film jednak, zamiast odpowiadać na problemy polsko-żydowskie, ucieka w transcendencję. Graff zwróciła też uwagę, że „Ida" powiela popularny na Zachodzie obraz dzikiego polskiego chłopa, który zabija Żydów i przejmuje ich majątek. Podkreślała, że istnieje tam zapotrzebowanie na obraz antysemickich Polaków, w co film się doskonale wpisuje.
Po co referuję tak skrajne punkty widzenia? Tuż po przyznaniu „Idzie" Oscara pojawił się w debacie publicznej argument o złej prawicy, która zamiast cieszyć się z nagrody, topi film w polskim piekiełku. Jako żywo, trudno krytykę ze strony Datner, Graff czy Dunin uznać za prawicową.