Reklama

Michał Szułdrzyński o filmie Pawlikowskiego Ida

Jeszcze przed oscarową nocą uczestniczyłem w dyskusji na temat „Idy" w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie (ŻIH).

Aktualizacja: 25.02.2015 10:17 Publikacja: 24.02.2015 23:01

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Wbrew modzie i zachwytom większość prelegentów była krytyczna wobec tego filmu.

Helena Datner z ŻIH przekonywała, że film ten jest w pewnym sensie antysemicki. Zawiera bowiem szkodliwe antysemickie klisze żydokomunistki, która popełnia samobójstwo. Druga bohaterka zaś porzuca żydostwo i zostaje chrześcijanką.

Z pozycji feministycznych film skrytykowała Kinga Dunin, która też oburzała się na postać ciotki Idy, do której samobójstwa miały się przyczynić wyrzuty sumienia z powodu porzucenia dziecka. Samobójstwo Wandy Gruz miało wynikać z tego, że nie spełniła ona społecznie zakorzenionego ideału dobrej matki, poszła walczyć, a synka zabili Polacy.

Agnieszka Graff uznała obraz za polityczny, za swoistą odpowiedź na traumę, jaką w Polakach wywołać miała książka Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi". Film jednak, zamiast odpowiadać na problemy polsko-żydowskie, ucieka w transcendencję. Graff zwróciła też uwagę, że „Ida" powiela popularny na Zachodzie obraz dzikiego polskiego chłopa, który zabija Żydów i przejmuje ich majątek. Podkreślała, że istnieje tam zapotrzebowanie na obraz antysemickich Polaków, w co film się doskonale wpisuje.

Po co referuję tak skrajne punkty widzenia? Tuż po przyznaniu „Idzie" Oscara pojawił się w debacie publicznej argument o złej prawicy, która zamiast cieszyć się z nagrody, topi film w polskim piekiełku. Jako żywo, trudno krytykę ze strony Datner, Graff czy Dunin uznać za prawicową.

Reklama
Reklama

Tak, to prawda, duża część prawicy okrzyknęła „Idę" dziełem antypolskim właśnie ze względu na historyczny przekaz dotyczący zabijania Żydów przez Polaków. Ale wszak podziela podobny pogląd Agnieszka Graff, związana z Krytyką Polityczną.

Skądinąd krytyka płynąca z tak wielu źródeł jest raczej argumentem przemawiającym za artystyczną wartością filmu. Bo dobre dzieła mają to do siebie, że można je na wiele sposobów interpretować. Paradoksalnie więc to zaleta „Idy", że tak mocno dotyka lęków poszczególnych środowisk. Lewica dostrzega w tym filmie wątki antysemickie, feministki widzą w nim patriarchalne klisze, część prawicy – antypolskie.

Nie zgadzam się z Agnieszką Graff, że „Ida" jest filmem politycznym. Nie jest też historycznym, choć jest w nim pewne historyczne tło.

Fakt, że w naszym kraju obejrzało ten film w kinach niewiele ponad 100 tys. osób, pokazuje, że jakoś szczególnie nie przypadł on Polakom do gustu. Zrobił karierę w krajach, w których rozmaite konteksty i zawarte w nim aluzje historyczne i polityczne nie miały aż takiego znaczenia. Podczas wręczenia Oscarów reżyser Paweł Pawlikowski mówił, że chciał zrobić film o milczeniu i kontemplacji, wyciszony. Nie mamy powodu mu nie wierzyć.

Nie zmienia to tego, że „Ida" może mieć pewne polityczne konsekwencje. A ściślej, poważne konsekwencje dla polityki historycznej. Bo dziś – i to m.in. mówiłem podczas debaty w ŻIH – wszystkie państwa taką prowadzą. Dotyczy to nie tylko Rosji, która właśnie toczy bój o pamięć o końcu drugiej wojny światowej. Politykę historyczną prowadzą również Niemcy i bardzo dbają o spójność przekazu. Berlińskie Centrum Wypędzonych nie jest wyjątkiem, lecz właśnie dobrym przykładem świadomie budowanej narracji. Niedawne obchody rocznicy bombardowania Drezna przez aliantów również wpisują się w pewną rewizję historii.

W polskim interesie też jest prowadzenie polityki historycznej. Dość wspomnieć działania MSZ, które mają na celu walkę ze zbitką „polskie obozy".

Reklama
Reklama

Widz, który ogląda „Idę", a nie wie o niemieckiej okupacji w Polsce i jej antyżydowskim prawie, widzi, że to Polacy zabijali Żydów. Zgoda, taka historia mogła się przydarzyć, były, niestety, tysiące przykładów wydawania i mordowania Żydów przez polskich sąsiadów. Było też Jedwabne.

Ale prawda o XX wieku to również tysiące Polaków ratujących Żydów i setki tysięcy katolików, którzy ginęli w obozach koncentracyjnych – co często budzi zdziwienie u przybyszów z zagranicy.

W tym sensie „Ida" zadaje potężny cios polskiej polityce historycznej. Bo tę prowadzi się również za pomocą filmów. Jeśli widzimy, że publiczne dotacje dostają dobre obrazy, które poruszają tematykę zabijania lub prześladowania Żydów przez Polaków – dość przypomnieć „Pokłosie", „Idę" czy nawet mające ten temat w tle „Ziarno prawdy" – warto zapytać, co z produkcjami pokazującymi tę drugą część prawdy. Czy postaci Witolda Pileckiego, Ireny Sendler lub choćby Władysława Bartoszewskiego to zły materiał na filmy dotowane przez państwo?

Owszem, cieszmy się, że „Ida" zdobyła Oscara. To wielki sukces polskiego kina i polskiej kultury. Ale nie zapominajmy o polityce historycznej.

Nie chodzi o to, by cenzurować filmy lub ograniczać reżyserów. Warto jednak wywrzeć presję choćby na Polski Instytut Sztuki Filmowej, by dotował również filmy zgodne z naszą polityką historyczną.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kraj
Od stycznia nie będzie można wynająć lokalu komunalnego? Jedyna nadzieja w radnych
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama