Skoro bez pieniędzy na kampanię, tylko z grupą zapaleńców, był w stanie zebrać prawie 200 tysięcy podpisów, to jeśli będzie miał wsparcie jakiejś silnej struktury, ma szanse osiągnąć dużo więcej. Czy będzie to aż Pałac Prezydencki, trudno powiedzieć, ale Sejm wydaje się w jego zasięgu.
Nie podobają mi się pobłażliwe komentarze dziennikarzy na temat kandydata Kukiza, choćby w wywiadzie dla Radia TOK FM, gdzie muzyk opowiadał o tym, że podpisy zbierać będzie jego rodzina, a przy sile przekonywania jego matki sprawa będzie załatwiona. No i jest. A my możemy to nazwać dobrą wiadomością dla polskiej demokracji. Przede wszystkim dlatego, że dostajemy dowód na to, iż w polityce wciąż jest miejsce dla zapaleńców i outsiderów. Dla ludzi, którzy nie są cyborgami zaprogramowanymi na wydreptanie sobie miejsca u boku tego czy innego prezesa partii, tylko mają pasję i misję. Kukiz wierzy w jednomandatowe okręgi wyborcze jako panaceum na chorobę naszej demokracji. Zapewne jest to wiara naiwna, ale lepsze to niż polityczny cynizm.