Czy zatem powinniśmy się bać, że któregoś dnia nasza Galaktyka zostanie pochłonięta przez te nienasycone kosmiczne potwory?
Na szczęście 100 milionów czarnych dziur to wcale nie jest tak dużo jak na kosmiczne standardy. W naszej Galaktyce jest tysiąc razy więcej gwiazd.
Liczbę czarnych dziur w Drodze Mlecznej oszacowali astronomowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, którzy rozpoczęli katalogowanie tych obiektów na początku zeszłego roku. Wyniki swoich badań opisali w artykule, który ukazał się w sierpniowym wydaniu prestiżowego miesięcznika „Monthly Notices of the Royal Astronomical Society".
W identyfikacji czarnych dziur pomogło naukowcom zeszłoroczne wykrycie fal grawitacyjnych, do którego przyczynili się także polscy naukowcy. Dzięki zastosowaniu detektora fal grawitacyjnych LIGO (Laser Interferometer Gravitational Wave Observatory) naukowcom udało się znaleźć zaburzenia czasoprzestrzeni, za które mogą być odpowiedzialne zderzenia supermasywnych czarnych dziur.
W 1916 r. Albert Einstein wyliczył, że siła grawitacji wynika z zakrzywienia czasoprzestrzeni wywołanego przez zniekształcającą ją masę. Ogólna teoria względności przewidywała, że zjawiska mogą wywoływać zmarszczki na powierzchni czasoprzestrzeni, które przemieszczają się z prędkością światła.