Amerykański łazik bez żadnych niespodzianek wylądował na Czerwonej Planecie. Była to najtrudniejsza faza całej misji.
– Nie mogę w to uwierzyć. To jest niewiarygodne – wykrzykiwał Allen Chen, zastępca szefa zespołu odpowiedzialnego za lądowanie łazika w Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) NASA w Pasadenie w Kalifornii.
Pierwszy sygnał potwierdzający, że Curiosity pomyślnie wylądował, dotarł z sondy Mars Odyssey krążącej na orbicie Marsa. Niewiele brakowało, a sonda minęłaby się z lądującym łazikiem. Dopiero kilka dni temu udało się skorygować jej orbitę na tyle, aby mogła obserwować lądowanie. Zgromadzeni w centrum kontroli specjaliści lotu czekali na sygnał z Odyssey z zapartym tchem przez ponad 13 minut (tyle potrzebuje sygnał radiowy, aby dotrzeć na Ziemię). Chwilę później Curiosity wysłał pierwsze czarno-białe zdjęcia z marsjańskiego krateru Gale.
Curiosity wylądował minutę później, niż zakładał harmonogram lotu. U nas był to poniedziałek godz. 7.32. Wiadomość o lądowaniu wywołała euforię w centrum kontroli lotów JPL. Pracownicy klaskali, rzucali się sobie w ramiona.
Na Twitterze w profilu Curiosity pojawił się wpis: „Jestem bezpieczny na powierzchni Marsa. Krater Gale – jestem w tobie".