W miesiąc po zakończeniu wojny między Baku i Erywaniem o Górski Karabach oba kraje cały czas żyją w jej cieniu.
– Nikol, odejdź w pokoju – wołał na wiecu w armeńskiej stolicy jeden z przywódców opozycji Iszchan Sagateljan pod adresem premiera Paszyniana. Od chwili zakończenia wojny z Azerbejdżanem 9 listopada w miastach Armenii trwają z różnym nasileniem manifestacje domagające się ustąpienia szefa rządu. Opozycyjne ugrupowania obciążają go odpowiedzialnością za klęskę w trwającej półtora miesiąca wojnie i konieczność oddania większości terenów Azerbejdżanu, zdobytych przez Armenię na początku lat 90.
W Baku zaś szykują się do piątkowej parady wojskowej na cześć zwycięstwa w Karabachu. Udział w niej zapowiedział prezydent Turcji Recep Erdogan. Przywódca Azerbejdżanu Ilcham Alijew zaś ustanowił kolejne święto państwowe, Dzień Zwycięstwa obchodzony 9 listopada w rocznicę podpisania porozumienia o zakończeniu wojny.
Zbuntowana elita
– Wszystkie byłe władze niepodległej Armenii przejdą do historii jako zwycięzcy, którzy wyzwolili ziemie, godnie broniący ojczyzny. A ty jako przywódca, który niegodnie poniósł klęskę w wojnie, byle tylko zachować swój stołek – mówił były prezydent i premier Serż Sarkisjan. Wiosną 2018 roku musiał on oddać władzę pod naciskiem manifestacji, których przywódcą był Paszynian.
– Opozycja, która domaga się jego dymisji, nie ma obecnie tego poparcia społecznego, które miał sam Paszynian dwa lata temu, gdy w Armenii doszło do aksamitnej rewolucji – ocenił szanse obecnych protestów ekspert Boris Nawasardian. Inni wskazują na to, że obecnie niezadowolenie manifestuje głównie elita. Z żądaniem ustąpienia Paszyniana wystąpiła Armeńska Akademia Nauk, uniwersytet w Erywaniu, szefowie administracji poszczególnych miast i okręgów. Obecnie dołączył do nich moralny autorytet Ormian, głowa Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego, katolikos Karekin II. Wcześniej nawet obecny prezydent Armen Sarkisjan wzywał do przeprowadzenia przedterminowych wyborów.