Pierwsza część ma taką liczebność, że mogłaby przejść do kontrataku z okolic Chersonia w kierunku Mikołajowa. Jednak ukraińskie uderzenia na mosty na Dnieprze – utrudniające komunikację z pozostałą częścią armii – wywołały w tamtejszych jednostkach znaczną demoralizację. – Wcześniej chodzili po domach i kradli pralki oraz lodówki. Teraz szukają łódek, pontonów, a nawet dmuchanych materacy – informuje jeden z mieszkańców okolic Chersonia. Rosjanie boją się, że zostaną przyparci do Dniepru, bez możliwości ucieczki.
Ukraińska armia bowiem cały czas, choć bardzo wolno, posuwa się w stronę miasta, wyzwalając jedną wioskę po drugiej.
Manewry w stepie
Druga część sił rosyjskich została zebrana między Dnieprem a Krymem. „Ma wspierać obronę Chersonia, a w razie jakiegoś sukcesu na północy, wykorzystać go i ruszyć na Zaporoże i Dnipro” – sądzi jeden z ukraińskich analityków wojskowych.
– Sprowokowaliśmy Rosjan naszymi sukcesami na południu do ogromnego przegrupowania. Rosja faktycznie dwukrotnie zwiększyła swe zgrupowanie na prawym brzegu (Dniepru). Ale my na ten brzeg nie puściliśmy wojsk, które przyjechały z Rosji przez Krym. Drepczą teraz w okolicach Melitopola – opisuje sytuację Ołeh Żdanow.
W dodatku obecnie, na jej dalekim zapleczu zniszczono lotnisko na Krymie. Pojawiły się niepotwierdzone informacje o zabiciu tam kilkudziesięciu pilotów i członków personelu technicznego oraz zniszczeniu do 12 samolotów. – Nie będziemy potwierdzać – powiedział jednak Podolak, pytany, czy to ukraińska armia zniszczyła Saki. Nie ukrywał za to, że tamtejsze eksplozje udowadniają, iż Rosja „z wojskowego punktu widzenia niczego (na Krymie) nie kontroluje i nie gwarantuje bezpieczeństwa półwyspu”.
Teraz jeszcze okazało się, że rosyjska armia nie panuje również nad terytorium Białorusi, skąd atakowała Kijów, a teraz dokonuje nalotów na Ukrainę. W czwartek po północy seria co najmniej ośmiu tajemniczych wybuchów wstrząsnęła rosyjskim lotniskiem w Ziabrowce pod białoruskim Homlem. Do tej pory nie wiadomo, co tam się stało, choć część ekspertów skłonna jest uważać, że zostało zaatakowane dronami. Ale na Białorusi są też antyrosyjscy partyzanci, którzy wielokrotnie już dokonywali dywersji na liniach kolejowych.