– Co z ukradzionego z Ukrainy, poza zbożem, udało wam się już sprzedać? – na konferencji prasowej w Ankarze jeden z dziennikarzy zapytał rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa.
Szef kremlowskiej dyplomacji był tak zaskoczony, że poprosił o powtórzenie pytania, po czym zaczął mówić o „publicznie wyznaczonych celach operacji, usunięciu nacisku neonazistowskiego reżimu (z Kijowa) na wschodnią Ukrainę”.
Złodzieje i paserzy
Jeszcze na początku maja po wschodniej części Morza Śródziemnego krążył rosyjski statek Matros Pozynycz, załadowany 27 tys. ton ukraińskiego zboża, ukradzionego z elewatorów w okupowanym porcie w Bierdiańsku. W Egipcie i Libanie odmówiono zakupu jego ładunku, zawinął w końcu do Syrii i możliwe, że tam je sprzedał.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda rozmawiał telefonicznie z prezydentem USA Joe Bidenem. Jednym z poruszanych tematów była wojna na Ukrainie.
Pierwsze informacje o kradzieży ukraińskich zbóż z głębi okupowanych terenów (z obwodu zaporoskiego) pojawiły się również na początku maja. Ładunki wywożono stamtąd konwojami ciężarówek na Krym i tam sprzedawano. W środę zaś miejscowa, rosyjska telewizja na półwyspie poinformowała „z dumą i radością, że w stronę Krymu pojechały pierwsze wagony ze zbożem z Melitopola”. Jednocześnie kolaboracyjne władze obwodu zaporoskiego poinformowały, że poprzez Krym pojadą one „do państw Bliskiego Wschodu”.