- W rzeczywistości na około połowie terenów okupowanych i wyzwolonych lub tych, na których trwają działania wojenne, istnieje ryzyko występowania min. To nie dotyczy całego terytorium Ukrainy. Jeśli wziąć pod uwagę szacunki w skali kraju, (ryzyko zaminowania) może dotyczyć 10 proc. obszarów siewnych - powiedział wiceminister, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Dodał, że Ukrainie może zabraknąć czasu na rozminowanie terenów tak, by mogły one zostać wykorzystane w obecnej kampanii siewnej.
Taras Wysocki zaznaczył, że 10 proc. powinno obejmować także miejsca na okupowanych przez wojska rosyjskie terenach, gdzie Rosjanie "kradną maszyny rolnicze lub niszczą je na miejscu". - Na podstawie rozmów z rolnikami szacujemy, że w przypadku 10 proc. terenów siewnych istnieje ryzyko, że nie dojdzie do prac polnych ze względu na brak sprzętu rolnego z uwagi na jego zniszczenie lub kradzież - powiedział wiceminister.
Czytaj więcej
- To, że wojska rosyjskie wycofały się spod stolicy Ukrainy nie oznacza końca wojny. Rosjanie mogą wrócić pod Kijów - powiedzieli w rozmowie z ABC bracia Witalij i Władimir Kliczko, apelując o dostawy broni na Ukrainę.
Wysocki stwierdził, że nawet jeśli sprawdzi się najczarniejszy scenariusz i Ukraina będzie mogła wykorzystać tylko 70 proc. tradycyjnych terenów siewnych, zbiory z tych rejonów wystarczą na zaspokojenie krajowych potrzeb oraz częściowy eksport. - Niedobory mogą wynosić ok. 30 proc. przeciętnej rocznej produkcji brutto, ale na konsumpcję krajową zużywaliśmy ok. 30-40 proc. całkowitej produkcji zbóż - podkreślił.
Wcześniej ukraińskie Ministerstwo Polityki Rolnej i Żywności szacowało, że w tym roku Ukraina zdoła przeprowadzić siew na 70 proc. powierzchni upraw wiosennych, lub 80 proc., jeśli w najbliższych tygodniach uda się zakończyć rozminowanie w obwodach czernihowskim i sumskim. Według krajowego stowarzyszenia ds. zbóż, zbiory kukurydzy, słonecznika i pszenicy mają w tym roku na Ukrainie spaść o ok. 40 proc.