Ukraina walczy sama. Władimir Putin zagroził zemstą jakiej historia nie widziała każdemu, kto ośmieli się przyjść z pomocą napadniętemu państwu. Odczytano to jako groźbę użycia sił nuklearnych.
Wojna zaczęła się od ostrzału ukraińskich lotnisk i baz sił powietrznych. Gdy Moskwa uznała, że panuje nad przestrzenią powietrzną, długie kolumny czołgów zaczęły wjeżdżać na teren Ukrainy najpierw od strony Krymu, a potem Białorusi. Kreml wykorzystał też absolutną przewagę na Morzu Czarnym, aby przeprowadzić desant w Odessie.
Czytaj więcej
Obudziliśmy się w świecie, gdzie rządzą silniejsi i to oni wyznaczają strefy wpływów. Zmiana tego stanu rzeczy zajmie bardzo dużo czasu i będzie wymagać ogromnych środków.
Putin postanowił wprowadzić w życie ponurą wizję historii, w której nie ma miejsca na niezależne państwo ukraińskie. – Chce odbudować imperium, z których utratą inne kraje Europy dawno się pogodziły – mówi niemiecki dyplomata.
Pariasi świata
Czy Kijów mu na to pozwoli? – Ukraina walczy, zwyciężymy – zapewniał szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba. Po południu rozpoczęły się walki o drugie co do wielkości miasto kraju, Charków. Ich przebieg pokazywał, do jakiego stopnia Ukraińcy są gotowi stawić Rosjanom skuteczny opór. Amerykański wywiad twierdzi, że Kreml obawia się walk miejskich, gdzie nie może w pełni wykorzystać przewagi w sprzęcie wojennym i musi liczyć się ze znacznymi stratami w ludziach. Szacuje się, że Ukraina może wystawić nawet 900 tys. rezerwistów, z których część była zaprawiona w walkach w Donbasie. Jednak prezydent Zełenski dopiero po rozpoczęciu uderzenia zarządził powszechną mobilizację. Niepokojący jest też widok sznurów samochodów ciągnących z Kijowa i innych dużych miast na zachód. Ale jednocześnie prezydent i rząd ani myślą wycofać się z Kijowa. A ich obalenie, jak przyznał Putin, miało pozwolić na szybkie zakończenie konfliktu i uniknięcie przez Rosję kosztownej okupacji.