Po czym dodał nieoczekiwanie, że funkcjonariusze „nie zdawali sobie sprawy, ze zatrzymują antyrządową działaczkę i osobę rozpoznawalna w przestrzeni publicznej”. To zaskakujące stwierdzenie, zważywszy, że w poniedziałek minister gratulował policji, za właściwe i szybkie „wytypowanie” sprawczyni domniemanej profanacji świętego wizerunku.
Czytaj także:
Gdzie są granice krytyki Kościoła?
Policja tłumaczy swoje działania w komunikacie opublikowanym na własnej stronie internetowej: „Policjanci po analizie zgromadzonego materiału ustalili dane osoby, która mogła mieć związek z tym przestępstwem (…). W trakcie przeszukania pomieszczeń oraz pojazdu należącego do kobiety ujawnili kilkadziesiąt przerobionych zdjęć z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. W związku z tym, że istniało uzasadnione przypuszczenie, że kobieta popełniła to przestępstwo, zachodziła obawa, że będzie chciała pozbyć się pozostałych materiałów. 51-letnia kobieta została przewieziona do Komendy Miejskiej Policji w Płocku, aby wykonać dalsze czynności w tej sprawie.” To kuriozalne stwierdzenia. Policja weszła na podstawie nakazu przeszukania, a zatrzymała Elżbietę Podleśną z obawy, że ta pozbędzie się znalezionych obrazków. Nie mogli ich po prostu zabrać? Teczki nie mieli?
Do tego komunikatu swój twórczy wkład dodał w czwartek minister Brudziński. W jaki sposób po doniesieniu proboszcza policja „ustaliła dane osobowe” podejrzewanej osoby, skoro nie wiedziała, że to „aktywistka antyrządowa”? Na jakiej podstawie ją wytypowali? Wskazywał na jej winę kolor oczu? W dodatku pani Podleśna zaangażowana jest w różny sposób w kilkanaście postępowań wymiaru sprawiedliwości. Naprawdę funkcjonariusze nie wiedzieli do kogo czy też po kogo idą? A może to tylko ich zwierzchnik ma ich za idiotów…