Choć wiele osób posyłało już przewodniczącego Rady Europejskiej na emeryturę, Tusk pokazał, że pogłoski o jego politycznej śmierci są mocno przesadzone.
Przed jego wystąpieniem w Gdańsku w 30. rocznicę wyborów 4 czerwca oczekiwania były bardzo duże, jednak Tusk niczym nie błysnął. Skończyło się na masowaniu potłuczonej po wyborczej klęsce opozycji. A historyczne porównywanie jej do historycznej Solidarności, PiS zaś do PZPR było zupełnie nietrafione. Byli prominentni działacze komunistyczni właśnie zostali europosłami z list partii opozycyjnych, a dzisiejszy rząd – jakkolwiek krytycznie patrzeć na jego politykę – dopiero co odnowił demokratyczny mandat, wygrywając wybory do europarlamentu.
Przeczytaj też: Starcie Tuska z komisją. Będzie ciąg dalszy
To zapewne uśpiło czujność pisowskich śledczych, którzy nie docenili tego, że ich pytania obudzą w Tusku politycznego fightera. Tego, który, jak pamiętamy z lat 2007–2014, gra ostro, nie waha się faulować, ale wygrywa niejedną potyczkę.
Marcin Horała, choć dobrze przygotował się do przesłuchania, nie wyciągnął wniosków z porażki, jaką kilka miesięcy temu poniosła przesłuchująca Tuska szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann. Zresztą obie komisje są bardzo podobne – mają na celu gonienie króliczka, czyli wbijanie wyborcom do głowy, jak straszne były rządy Platformy Obywatelskiej. Na gonieniu się kończy. Komisja ds. Amber Gold, która już zakończyła prace, poza stwierdzeniem, że państwo istniało tylko teoretycznie (nie koordynując działań służb walczących z piramidami finansowymi), nie udowodniła, że za aferą stał Tusk. Tak samo w poniedziałek posłowie nie byli w stanie udowodnić byłemu premierowi, że chciał obniżać wpływy z podatków do budżetu państwa, by tuczyć VAT-owskie mafie.