Właśnie przeczytałem, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznaje nagrodę pod nazwą Watergate przeznaczoną dla dziennikarzy śledczych. Watergate to właśnie fałszywy mit, mit niezależnej prasy, bajka o tym, jak to dzielni dziennikarze dotarli do strasznej prawdy o ciemnych sprawach prezydenta i ujawniwszy je wyborcom, ocalili demokrację.
Bardzo piękna bajka, tylko że w rzeczywistości wszystko było zupełnie inaczej. Od paru lat wiemy jak. Wiemy na pewno, tylko nie chce się nikomu przyjąć tej wiedzy do wiadomości. Otóż w istocie motorem całej afery był wicedyrektor FBI, niejaki Mark Felt, który wściekł się na Nixona z powodów bardzo małostkowych: pominięcia przy awansie.
To Felt zainspirował dziennikarzy "Washington Post" pierwszym "przeciekiem", a potem długo prowadził ich za rękę, karmiąc sensacjami, które powtarzali z radością, bo przynosiło im to kasę i laury. W chwili, gdy Felt wypowiedział mu swą tajną wojnę, Nixon był najbardziej popularnym prezydentem USA, wygrał właśnie miażdżąco wybory w 49 z 50 stanów, mimo to umiejętnie poprowadzona kampania medialna Felta w szybkim czasie strąciła go w otchłań. Jeśli więc Watergate jest symbolem czegokolwiek, to tego, jak łatwo specsłużbom manipulować wolnymi mediami i używać ich do gnojenia ludzi.
Zastanawiam się, czy SDP nie wie, o co naprawdę chodziło w aferze Watergate i użyło tej nazwy zgodnie z potocznym stereotypem, czy też właśnie świadomie uznało, że pasuje ona do istoty polskiego dziennikarstwa śledczego...
Skomentuj na blog.rp.pl/ziemkiewicz